To był czas, gdy Artur Szpilka, wówczas pięściarz na kursie do dużych walk i zapisania wielkiego rozdziału w wadze ciężkiej, przeniósł swoją karierę do Stanów Zjednoczonych. Artur Szpilka: Co to człowiek kiedyś miał w głowie Pięściarz w 2015 roku zamieszkał w Houston, w Teksasie, gdzie poczuł się jak ryba w wodzie. Niesamowicie odpowiadała mu atmosfera na sali treningowej, cieszył się jak dziecko wspólnymi treningami z braćmi Charlo i pod okiem szkoleniowca Ronniego Shieldsa, który wcześniej współpracował z takimi gigantami, jak Mike Tyson czy Evander Holyfield. Na naszego zawodnika to niesamowicie oddziaływało. Zanim minęło wielkie zauroczenie, od "Szpili" przez długi czas biła młodzieńcza ekscytacja. To był jeszcze czas "tamtego" Szpilki, czyli pięściarza, który wprawdzie miał za sobą już pierwszą zawodową porażkę z Bryantem Jenningsem, ale nadal mierzył najwyżej, jak tylko się da. Dawna wersja nieustraszonego chłopaka z Wieliczki, nieokiełznanego i skorego do wybuchów, gdy tylko ktoś go sprowokował lub sam w ten sposób dodawał sobie animuszu. Rozdział życia w USA zaczął zapisywać trzema kolejnymi zwycięstwami ze średniakami, aż przyszła walka marzeń - starcie o tytuł mistrza świata w wadze ciężkiej z Deontayem Wilderem. Pięściarz rodem z Wieliczki, wychowanek Władysława Ćwierza, wręcz nieprawdopodobnie wierzył w to, że jest mu pisane zostać jako pierwszy Polak czempionem wszechwag. Ta pewność siebie jest szalenie ważna w sporcie, zwłaszcza w tak kontaktowych dyscyplinach, bo jak wiemy nie u wszystkich w parze ze świetnym wyszkoleniem technicznym idzie odporność psychiczna. Tej naszemu zawodnikowi nie można było odmówić i w ringu pokazał, że nie pęka przed bombardierem z Alabamy. "Szpila" boksował bardzo mądrze, wykorzystywał wtedy jeszcze dużo bardziej ograniczone umiejętności Wildera, ale niestety w jednym momencie, przy narastającym zmęczeniu i chęci trafienia rywala, nadział się na potworny cios, który wyrwał go z butów. Nokaut był naprawdę bardzo ciężki. Tomasz Drwal ostrzega rodaków: Społeczne skutki mogą być katastrofalne Szpilka przed walką z Wilderem szalenie ryzykował. Wtedy nie myślał o konsekwencjach Zanim jednak przyszła walka, "Szpila" odgrażał się Wilderowi, że pokaże swoją wyższość. A budując własne poczucie pewności siebie, wpadł na szalony pomysł, wykorzystując fakt, że w okolicach, gdzie chadzał na spacery ze swoim wtedy jedynym pieskiem, żyją aligatory. I parę razy postanowił igrać ze swoim zdrowiem i życiem, zachodząc wylegujące się nad rozlewiskiem gady, a następnie przeciągając je za ogon. - Wilder, gościu, ty będziesz następny - rzucił Szpilka do telefonu, którym nagranie rejestrował jeden z jego kolegów. W swoim szaleństwie zaczął przeciągać aligatora aż na mostek, a zwierzę wyglądało na wyraźnie rozjuszone. Dzisiaj 35-letni Szpilka sam jest zażenowany tym, co wtedy wyprawiał. - Co to człowiek kiedyś miał w głowie - napisał w relacji na Instagramie, a na portalu X przy dodanym przez siebie filmiku nadmienił, że gad "prawie go chapsnął". Dał także do zrozumienia, że dzisiaj już nie zdecydowałby się na taką brawurę.