Oczywiście w niedalekiej przeszłości bezdyskusyjnymi mistrzami byli Lewis, Holyfield czy Tyson, ale wtedy nie traktowano jeszcze poważnie federacji WBO, a liczyły się tylko tytuły WBC, WBA i IBF. Od kiedy organizacja World Boxing Organization traktowana jest na równi z tamtymi trofeami, nikt w wadze ciężkiej nie pozbierał wszystkich tych pasów. Wilder lub Joshua mogą być tym pierwszym. AJ nie obawia się nikogo i od początku zawodowej kariery nie unikał trudnych wyzwań. Debiut z Emanuelem Leo (8-0), w siódmej walce twardy Matt Skelton (28-8), a w szesnastym starcie atak na panującego mistrza świata Charlesa Martina (23-0-1). A potem jeszcze legendarny Władimir Kliczko (64-4). Nie ma więc takiej opcji, by potężne ciosy "Brązowego Bombardiera" przestraszyły angielskiego króla nokautu. - Na szczęście mamy wystarczająco dużo czasu, by doprowadzić do naszej walki. I pracujemy nad tym. Właśnie wysłaliśmy mailem kolejną oficjalną ofertę drużynie przeciwnej. Nie mam przecież nic do stracenia i zamierzam zgotować mu piekło. Wyru...m go bardzo mocno. Udowodniłem już, że gdy trafię do piekła, potrafię z niego wrócić. I dobrze się przy tym bawię. To jest mój czas. Obaj jesteśmy zawodnikami z bardzo mocnym uderzeniem, więc będzie ciekawie. Swoje ciosy będę składał w kombinacje i od początku ruszę na niego. Postaram się zranić Wildera już na początku walki - obiecuje swoim kibicom AJ.