- Ruiz trafił mnie szczęśliwym ciosem (ang. lucky punch - przyp.red.) zesłanym przez bogów. Nie wiem, czym jest wstrząs mózgu, ale po walce nie wiedziałem, w której rundzie została przerwana. Więc jestem zszokowany, że Ruiz potrzebował po tym szczęśliwym ciosie aż czterech rund, żeby skończyć walkę przed czasem. Dajcie mi teraz wstrząsnąć mózgiem Ruiza, on nie da rady wstać - powiedział Joshua. - Ruiz padł na deski, ale nie był jeszcze skończony. Mogłem dłużej czekać, lecz mój instynkt powiedział co innego. A potem rywal złapał mnie lewym sierpowym w czubek głowy. Ruiz nie ma wcale aż takich umiejętności, choć jest dobrym zawodnikiem - dodał AJ. - W rewanżu zrobię to, co zrobiłem w trzeciej rundzie, ale podejdę do tego z większym wyrafinowaniem. Posłanie Ruiza na deski było łatwe. Teraz muszę być mądrzejszy, nie boksowałem właściwie. Biegałem po ringu jak maratończyk i tańczyłem. Nigdy nie mieliśmy też w planie opuszczania rąk i wychylania się za nogę wykroczną - zadeklarował na koniec jeden z najbardziej popularnych brytyjskich pięściarzy XXI wieku, którego druga walka z Meksykaninem odbędzie się zapewne 7 grudnia w Arabii Saudyjskiej.