INTERIA.PL: Jak wytłumaczy pan popularność sportów walki w Polsce? Andrzej Wasilewski, Ulrich KnockOut Promotions: - Myślę, że historią. Boks i zapasy niemal od zawsze były dyscyplinami bardzo popularnymi w naszym kraju. Reprezentanci Polski odnosili sukcesy na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i Europy. Warto pamiętać, że mecze bokserskie Polska - Związek Radziecki to były wydarzenia z dużym podtekstem politycznym. Widziałem czarno-biały dokument, bodajże z lat 60-tych. Sześć, siedem tysięcy ludzi w Hali Mirowskiej na stojąco dopingowało polskich mistrzów bijących radzieckich pięściarzy. Boks jest jednym z naszych sportów narodowych? - Ze względu na wielkie tradycje boksu w Polsce, śmiało można tak powiedzieć. Boks był i jest jednym z naszych sportów narodowych. Nie muszę nikomu przypominać takich mistrzów jak Zbigniew Pietrzykowski, Jerzy Kulej, Kazimierz Paździor, Leszek Drogosz i wielu innych. Dzisiaj nasz boks wygląda zupełnie inaczej, ale osoby takie jak Andrzej Gołota, Tomasz Adamek, Krzysztof Włodarczyk, Przemysław Saleta czy chociażby Artur Szpilka są powszechnie znane. O czym to świadczy? - To świadczy o tym, że sporty walki są w sercach i umysłach Polaków bardzo mocno zakorzenione. To też częściowo jest związane z naszymi cechami narodowymi. Jesteśmy bitnym narodem, nasza historia to potwierdza. Oczywiście na przestrzeni lat okazywanie tej bitności się zmieniło, już nikt nie jeździ konno z mieczem u boku i nie wojuje, ale Polacy z dużą przyjemnością śledzą zmagania naszych reprezentantów w sportach walki. Dysponuje pan danymi na temat zainteresowania Polaków boksem? - Tak, mamy bardzo dużo takich opracowań, powstają pod kątem pozyskiwania sponsorów. Wynika z nich, że boks zawodowy jest obecnie trzecią siłą pod względem oglądanych dyscyplin sportowych w Polsce. Pierwszą jest oczywiście piłka nożna, wyprzedza nas też siatkówka. Trzecie miejsce boksu zawodowego pokazuje, że zainteresowanie dyscypliną jest ogromne. Kto się boksem interesuje? Koneserzy pięściarstwa? Fani sezonowi? - Powiedzmy sobie szczerze, że prawdziwych kibiców bokserskich, znających się na boksie nie jest wiele. To grupa osób pamiętających jeszcze nasze sukcesy w boksie amatorskim. Raczej pokolenie ludzi w średnim wieku i starszych. Młodsze pokolenia, wychowane na internecie i grach komputerowych, trudniej zainteresować boksem. Może więcej popularnych gier bokserskich pomogłoby przykuć uwagę młodzieży? Czym się pan kieruje zestawiając walki na galę, aby przyciągnąć uwagę jak największej grupy kibiców? - Jesteśmy w pewnej pułapce. Doprowadziliśmy kilku zawodników do wysokich miejsc w rankingach. Chcemy doczekać następców Krzysztofa Włodarczyka i Tomasza Adamka, czyli kolejnych mistrzów świata. Ale żeby dostać walkę o tytuł zawodnik musi przejść daleką drogę, musi piąć się w rankingach. Kibice woleliby większych emocji, poważniejszych walk tu i teraz, ale nas, jako grupę promotorską, telewizję i sponsorów interesuje plan długofalowy, czyli doprowadzenie do walk mistrzowskich. To jest konflikt interesów, z którym musimy sobie radzić. Popularność boksu przekłada się na zainteresowanie sponsorów? - To złożona sprawa. Przede wszystkim uważam, że gal bokserskich, z punktu widzenia biznesowego, jest za dużo. Maleńka grupa, nikogo nie obrażając, robi galę w niewielkiej miejscowości na bazarze i nazywa to "galą boksu zawodowego". Tak samo jak wielką galę w Ergo Arenie, na której walczą Przemek Saleta i Andrzej Gołota, a na trybunach zasiada kilkanaście tysięcy widzów. Rozmieniamy w ten sposób boks na drobne, deprecjonujemy nazwę i rangę wydarzenia. Widać w tym wielką różnice na plus w działaniach KSW. Nasi koledzy z tej federacji nie promują MMA, tylko swoją markę. KSW jest wyznacznikiem jakości, odpowiedniego poziomu. Tego, niestety, w Polsce w boksie nie mamy. Nasz model biznesowy rozwinął się inaczej. Trochę tego kolegom z KSW zazdroszczę, bo przez ilość tych drobnych gal boks jako produkt się rozmydla, rozwadnia i osłabia... Rozmawiał: Dariusz Jaroń