Artur Gac, Interia: To naprawdę rzadka historia, aby jeden z bohaterów walki wieczoru, praktycznie kilkadziesiąt godzin po swoim pojedynku, był już gotowy pomagać na sali swojemu koledze i być jego sparingpartnerem. Andrzej Liczik, trener Michała Cieślaka: - Ta historia pokazuje, że tak czasami bywa. Tak szczerze: sądził pan, że finał pojedynku Michała Cieślaka z Jurijem Kaszynskim nastąpi tak szybko? - Z tego bardzo się cieszymy. To powód do radości, a nie do narzekania. Z waszego punktu widzenia o narzekaniu nie ma mowy. Pytam, czy w najbardziej optymistycznym scenariuszu w ogóle wyobrażał pan sobie, że walka zakończy się tak ekspresowo? - Nie wyobrażałem sobie tego. Nastawialiśmy się na trudną walkę, na ciężki pojedynek. Dlatego to dodatkowy pozytyw, że wygraliśmy w tak szybki sposób. Jeśli człowiek ułoży sobie w głowie, że walka może być trudna, to wtedy nie ma mowy o lekceważeniu. A i nagroda, jak w tym przypadku, smakuje wyjątkowo. - Tak, ma pan tutaj rację. Już po wielokroć obejrzał pan tę walkę? - Pokazywali mi koledzy. Ale co tam było do oglądania? Przecież walka trwała niecałe dwie minuty. Dlatego nie było za bardzo co analizować. Z tego króciutkiego obrazu walki wyłonił się panu moment, który jeszcze przed ostatecznym ciosem Michała ustawił pojedynek? Można było odnieść wrażenie, że już pierwszy silny cios Polaka w pewien sposób wykluczył Rosjanina z tej walki. - Tak było, jak pan mówi. A już ostatni cios zrobił duże wrażenie na Kaszynskim i trzeba było skończyć walkę jej przerwaniem. No właśnie. Sędzia Jankowiak miał prawo do takiego przerwania pojedynku i to uczynił, natomiast czy nie uważa pan, biorąc pod uwagę rangę walki, że to starcie po wyliczeniu mogło być jeszcze wznowione? - Uważam, że wszystko skończyło się w taki, jak powinno się zakończyć. Nie można było tego przedłużać i narażać zdrowia Kaszynskiego. Sędzia postąpił według norm i wszystko było dobrze. Nie mam żadnego zastrzeżenia. Czyli jest pan w gronie osób i obserwatorów, którzy twierdzą, że każdy kolejny cios groził bardzo ciężkim nokautem na Rosjaninie. - Ja nie jestem obserwatorem, tylko trenerem, który wie, jak to boli i szkodzi dla zdrowia zawodnika. Obserwatorzy mogą sobie mówić różne rzeczy, ale niech wejdą do ringu i spróbują przeżyć to, co przeżył Kaszynski i wtedy niech się wypowiadają. Ale w porządku, niech ludzie sobie rozmawiają. Według nas sędzia tej walki zachował się bardzo dobrze. Gdyby najbliższa przyszłość Michała zależała od pana, to Cieślak w kierunku walki mistrzowskiej powinien podążać ścieżką federacji IBF, czy być może skorzystać z innych, otwartych dróg? - My jesteśmy ludźmi od pracy. To wszystko zależy od promotorów, co zaproponują i wtedy będziemy wybierać. Na razie nie mamy żadnych informacji i propozycji. W tej chwili odpoczywamy i czekamy na dalszy rozwój sytuacji. Wracając do tego, od czego zaczęliśmy, Michał po tej "rozgrzewce" wrócił na salę i może na finiszu jeszcze pomóc Arturowi Szpilce w przygotowaniach. Lepiej nie mogło się ułożyć. - To prawda. Trzeba było pomóc i Michał to zrobił. Rozmawiał Artur Gac