Andrzej Gołota czterokrotnie pretendował do tytułu czempiona globu w najbardziej prestiżowej kategorii na świecie. Za każdym razem schodził z ringu pokonany, ale rozkochał w sobie miliony Polaków, którzy śledzili doniesienia zza oceanu mimo różnicy czasu, gdzie legendarny pięściarz toczył najważniejsze starcia. Dotkliwie przegrał pierwszą szansę z Lennoksem Lewisem, jednak historia tej potyczki zza kulis ma wiele smaczków, które może kiedyś z perspektywy naszego sportowca ujrzą światło dzienne. Przed czasem przegrał także ostatnią próbę, z Lamonem Brewsterem, w 2005 roku. Andrzej Gołota: Wiesz co, było jedno oszustwo. Albo i dwa Najwięcej emocji do dzisiaj wywołują dwa inne starcia o pas mistrza świata, z Chrisem Byrdem i Johnem Ruizem. Do obu walk doszło w 2004 roku w mekce boksu, czyli słynnej Madison Square Garden w Nowym Jorku. Mimo upływu lat, nadal trwają żarliwe dyskusje, czy niejednogłośny werdykt punktowy w starciu z Byrdem nie był krzywdzący dla Polaka. Jako że posiadaczem pasa był Amerykanin, po orzeczonym remisie pas pozostał w jego posiadaniu. Z kolei Ruiza Gołota miał na deskach w 2. rundzie, a więc premiował go nokdaun, a dodatkowo lepszy stosunek celnych ciosów. Charyzmatyczny Gołota podczas rzeczonej gali w podrzeszowskiej Jasionce na chwilę zasiadł w studiu TVP Sport, które transmitowała galę, gdzie odpowiedział na kilka pytań. Gdy dziennikarska zagaiła, że gościem jest były czterokrotny pretendent do tytułu, Gołota odparł: - Wiesz co, było jedno oszustwo. Albo i dwa - skwitował krótko "Andrew". Po chwili dodał cenną refleksję. - Pierwsze moje podejście do mistrzowskiego pasa potraktowałem zbyt poważnie. Powinienem podejść do tego wydarzenia bardziej na luzie. Zapytany, czy jego korzystny wygląd to efekt treningów, lekko się skrzywił i z właściwą sobie swadą odpowiedział: - Chodzę tylko z pieskiem na spacerek, więc to nie takie bieganie - uśmiechnął się, dodając, że niesłabnąca popularność bardzo go cieszy. - To jest fajne i dla mnie to wielka przyjemność - zapewnił 55-letni Gołota.