Odgrażający się Fonfara zawiódł na całej linii. Polak zapowiadał, że wyciągnął wnioski z pierwszej porażki ze Stevensonem, a czas miał działać na jego korzyść. Wszak na ringu w Montrealu 29-letni Polak spotkał się z 39-letnim "Supermanem" z Kanady, urodzonym na Haiti. Stevenson w ekspresowym tempie pokazał Fonfarze miejsce w szeregu i zrobił to z taką łatwością, że nikt nie rozwodzi się nad dyspozycją Adonisa. Przeciwnie, mistrzowi świata obrywa się, że od kilku lat nie staje w szranki z czołówką kategorii półciężkiej, a zamiast unifikacji tytułów, na rywali wybiera sobie przeciętnych oponentów. Właśnie w takim tonie wypowiedział się Siergiej Kowaliow, który po kontrowersyjnym werdykcie w listopadzie zeszłego roku, stracił trzy pasy mistrzowskie na rzecz Andre Warda. Niebawem Rosjanin będzie miał szansę udowodnić, że jest lepszym pięściarzem, bo już 17 czerwca dojdzie do wielkiego rewanżu w Las Vegas. Po tym, jak Kanadyjczyk pokonał Polaka na gali w Montrealu, Rosjanin zakpił, że Stevenson walczy z "kierowcami Ubera". - Wygrywa z przeciwnikami w drugiej rundzie, bo nie chce walczyć z nikim "świeżym". Boksuje z zawodnikami, których wie, że pokona, z ludźmi, z którymi wygrywa 11 z 12 rund. Mieliśmy tego przykład. W pierwszej walce przegrał z Fonfarą tylko jedną rundę. A teraz walczył z nim znowu. Fonfara to właśnie przeciwnik na dwie rundy - oznajmił "Krusher". Kowaliow i Stevenson od lat byli ze sobą łączeni, ale do ich pojedynku nigdy nie doszło. Kanadyjczyk, mistrz WBC w wadze półciężkiej, nie traci jednak nadziei na tę konfrontację. Po pokonaniu Fonfary mówił, że chce się zmierzyć ze zwycięzcą rewanżu Ward-Kowaliow, którego stawką będą pasy WBA Super, IBF i WBO. AG