Część obserwatorów mówi wprost, że na chwilę przed zakończeniem pojedynku Ward bił poniżej pasa, inni twierdzą, że jego ciosy był na granicy faulu. A sam Ward? - Myślę, że nie można polemizować z tym, co zrobił sędzia. To była właściwa decyzja - oznajmił. Sprawą ma się zająć komisja sportowa, której w poniedziałek Kathy Duva, szefowa promującej Kowaliowa stajni Main Events, przedłoży protest. - Z komisją można dyskutować tylko wtedy, gdy uderzenia poniżej pasa są zamierzone. Tak jak to było w walce Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe, gdzie wyraźnie było widać, że jeden z zawodników nie chce już walczyć. Natomiast nie ma o czym mówić, kiedy cios jest w pas. Jak już chcą protestować, to może niech zwrócą uwagę na ciosy w tył głowy, które Kowaliow zadawał przez całą walkę. Taki jest boks, różne rzeczy się dzieją - skomentował Ward. 33-latek podkreślił też, że nie jest zaskoczony zachowaniem swojego przeciwnika, który po ostatnim gongu ponownie nie ukrywał pretensji. W listopadzie ubiegłego roku, kiedy po raz pierwszy przegrał z Amerykaninem, skarżył się na pracę sędziów punktowych. Tym razem krytykuje ringowego. - Nie stawia go to w zbyt dobrym świetle. Kiedy w końcu pokażesz klasę i oddasz szacunek rywalowi? - powiedział zwycięzca. Dodał, że trzecia walka z "Krusherem" go nie interesuje. - To nie ma już sensu. Nie ma w tym pieniędzy, a i kibice nie byliby zainteresowani. Moim zadaniem było dzisiaj sprawić, by trzecia walka nie była już potrzebna - stwierdził.