Minionej nocy na gali w Oakland Ward wrócił na ring po 19-miesięcznej przerwie. Pomimo tak długiego rozbratu z ringiem "S.O.G." błyszczał w Oracle Arena i była klasą dla siebie."Potrzebowałem trochę czasu, aby pozbyć się rdzy. Zacząłem od lewego prostego. Chciałem wrócić z hukiem i znokautować go już w pierwszej rundzie, ale mam świetnego trenera, który doradził mi, abym się nie spieszył, robił swoje, a nokaut sam przyjdzie" - powiedział 28-latek.Choć dominował między linami, Amerykanin ocenił swój występ tylko na czwórkę. Rywala, który przystąpił do pojedynku z dużą nadwagą - nie mieszcząc się ani w umowynm limicie 172 funtów, ani w limicie 181, który wyznaczył dla niego Ward na sobotni poranek - pochwalił za nieustępliwość i wielkie serce."Smith to twardziel. Widzieliście, jaka była między nami różnica warunków fizycznych. Prawdopodobnie ważył w ringu jakieś 190 funtów. To mówi samo za siebie, a poza tym wszystkim, to naprawdę wytrzymały zawodnik. W siódmej rundzie próbował mnie wciągnąć w pułapkę i trafić jakimś mocnym prawym. Zadał w tej walce kilka niezłych uderzeń, ale żadnym mnie nie zranił" - stwierdził.Ward będzie teraz odpoczywać i zastanawiać się nad przyszłością. Amerykanin musi dokonać ważnego wyboru - albo wróci do wagi super średniej, albo przejdzie do półciężkiej, gdzie czekają na niego wielkie wyzwania."Jeżeli pójdę w górę, mogę walczyć z Siergiejem Kowaliowem czy Adonisem Stevensonem, problem jednak w tym, że tutaj byłoby dużo polityki. Wrócę do domu i porozmawiam z trenerem, wypytam go o to, jak ocenia mój występ, co musimy poprawić. Potem podejmiemy jakąś decyzję. Równie dobrze mogę wrócić do limitu 168 funtów. W trakcie przygotowań ważyłem 170, te dwa kolejne funty mógłbym bez problemu zrzucić. Jeżeli to zrobię, mogę się zmierzyć z Carlem Frochem czy jakimkolwiek innym zawodnikiem w wadze super średniej" - oznajmił.