Początek pojedynku w wykonaniu obu zawodników był spokojny, ale gdy po przypadkowym zderzeniu głowami z czoła Ortiza pociekła krew, ten postanowił trochę podkręcić tempo. Uderzał i odskakiwał, wykorzystując dobrą pracę nóg. Dwadzieścia sekund przed końcem drugiej rundy szybko skrócił dystans i bezpośrednim lewym krzyżowym powalił rywala na deski.Trzecie starcie równe, może z nieznaczną przewagą Ortiza, ale na więcej nie było go stać. Berto wyszedł niezwykle zdeterminowany na czwartą odsłonę po głośnych reprymendach w narożniku i już w dwudziestej sekundzie prawym podbródkowym idealnie na szczękę przewrócił Victora. Ten poderwał się w miarę szybko, lecz widać było, że błędnik ma jeszcze mocno naruszony. Berto natychmiast doskoczył i zapominając o obronie zasypywał rywala lawiną ciosów. Sam przyjął nawet lewy sierp, ale niczym czołg nacierał i pół minuty później kombinacją prawy krzyżowy-lewy hak posłał Ortiza po raz drugi na deski.Sędzia Jack Reiss bardzo długo liczył do dziewięciu i dał szansę Ortizowi na dojście do siebie. Ale gdy spytał, czy wszystko z nim w porządku i czy chce kontynuować potyczkę, Victor powiedział dość."Nie byłem zraniony w drugiej rundzie. Czekałem na ten rewanż całe długie pięć lat i muszę przyznać, że żadne inne zwycięstwo nie smakowało tak dobrze. Możemy spotkać się po raz trzeci" - stwierdził triumfator."Trafił mnie ciosem, którego po prostu nie widziałem. Od dawna nie miałem wakacji, teraz więc zrobię sobie krótką przerwę, ale obiecuję wam, że jeszcze wrócę" - odparł pokonany Ortiz.