Anglik został w niedzielę nad ranem zastopowany przez Saula Alvareza (47-1-1, 33 KO). Po potężnym prawym Meksykanina długo nie podnosił się z maty, ale na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Teraz może już snuć plany na przyszłość."Jestem w szczytowym punkcie kariery, wszystko szło dobrze, wygrywałem do momentu tego jednego ciosy. Tak to jest, gdy rywal jest dużo większy i silniejszy. Nadal jednak mam w sobie dużo boksu i duże walki przed sobą" - oświadczył.Khan, który przeniósł się na walkę z "Canelo" z limitu 147 do 155 funtów, cały czas jest obowiązkowym pretendentem dla mistrza WBC w wadze półśredniej Danny'ego Garcii (32-0, 18 KO). Niewykluczone, że spróbuje się zrewanżować Amerykaninowi, z którym także przegrał przed czasem w 2012 roku."To byłby wielki pojedynek. Są też inne duże walki, na przykład z Miguelem Cotto, którego można by sprowadzić do Wielkiej Brytanii, albo z Mannym Pacquiao. Chciałbym teraz walczyć u siebie, liczę na grudzień" - powiedział.Brytyjczyk nie bierze pod uwagę tylko jednego - pozostania w kategorii średniej."Canelo jest bardzo silny. Cieszę się, że jestem zdrowy. Ten cios zraniłby wielu ludzi. Jeżeli chodzi o kolejny występ, waga półśrednia byłaby dla mnie idealna. W ringu z Alvarezem ważyłem jakieś 161, 162 funty. Jadłem, chciałem ważyć więcej, ale z jakiegoś powodu nie było to po prostu możliwe. "Canelo" musiał ważyć około 180 funtów, wielkie chłopisko. Widziałem, kiedy go trafiałem, że nawet nie drgnął, nie był zraniony, zupełnie nic. Przesadziłem z wagą, nie spodziewałem się, że "Canelo" będzie aż tak wielki. Nie będę jednak mówić, że oszukał czy coś w tym stylu. Wziąłem tę walkę, wiedziałem, w co się pakuję" - powiedział.