Na finałową konfrontację Julii Szeremety czekała chyba cała sportowa Polska. Młoda pięściarka z miejsca skradła serca kibiców z kraju nad Wisłą przede wszystkim za sprawą stylu prezentowanego w ringu. Opuszczona garda oraz taniec wokół kolejnych rywalek stały się jej znakami rozpoznawczymi. Do tego doszły sukcesy w postaci wygrywanych walk. Pierwsze korki od szampanów wystrzeliły już kilka dni temu, gdy 20-latka zagwarantowała sobie występ w finale. Na 20-latkę w sobotni wieczór czekało najtrudniejsze wyzwanie z możliwych. Presja związana z pojedynkiem o złoty medal to jedno. W przeciwnym narożniku stanęła Lin Yu-Ting, a więc faworytka turnieju. Tajwanka jest dużo bardziej doświadczona, poza tym podobnie jak Imane Khelif miała coś do udowodnienia niesprzyjającym jej osobom. Zdaniem wielu kibiców nie powinna rywalizować z kobietami. Już zresztą w przeszłości została wykluczona z mistrzostw świata z powodu zbyt wysokiego poziomu testosteronu. Po godzinie 21:30 sprawy pozasportowe odłożyliśmy na bok i rozpoczęło się historyczne dla polskiego boksu widowisko. Oprawa była wyjątkowa, bo ring pojawił się na centralnym korcie Rolanda Garrosa, na którym jeszcze niedawno pojedynkowała się Iga Świątek. Julia Szeremeta opuszczała szatnię ze świadomością, że przebiła liderkę rankingu WTA, bo wcześniej zapewniła sobie minimum srebrny krążek. Nie zamierzała się nim jednak zadowolić. Julia Szeremeta ze srebrnym medalem igrzysk olimpijskich Ambitne plany chełmianki niestety szybko zweryfikowała brutalna rzeczywistość. Tajwanka wykorzystywała przewagę wzrostu nad Polką, raz po raz karcąc ją mocnymi ciosami. Pod koniec pierwszej rundy Lin Yu-Ting wyraźnie naruszyła "Biało-Czerwoną". Julia Szeremeta znalazła się w niemałych tarapatach i choć dotrwała do sygnału kończącego odsłonę, to i tak z kretesem poległa na kartach sędziowskich. Dobry start pojedynku wyraźnie rozochocił bardziej doświadczoną pięściarkę do dalszych ataków, dominacja Azjatki robiła się coraz większa. Olimpijskie złoto oddalało się od "Biało-Czerwonej", na której twarzy pojawiła się krew. Druga runda także padła łupem Lin Yu-Ting i stało się jasne, że tylko kataklizm odbierze jej tytuł. Ten nie nadszedł, sędziowie po dziewięciu minutach walki byli jednomyślni i przyznali zwycięstwo starszej ze sportsmenek. Totalna dominacja Lin Yu-Ting. Lepiej się nie dało Na konto "Biało-Czerwonej" nie wpadła żadna z rund. Każdy z arbitrów punktował walkę w stosunku 30:27. Lin Yu-Ting na igrzyskach spisywała się perfekcyjnie. Każda konfrontacja Tajwanki kończyła się zwycięstwem 5:0. Jak widać, nie bez powodu przy nazwisku świeżo upieczonej mistrzyni olimpijskiej widniał numer "1" oznaczający najwyższe rozstawienie. 28-latka była poza zasięgiem pozostałych pięściarek.