Przemysław Garczarczyk: Tomek, zacznijmy od cytatu Darka Michalczewskiego obiegającego polskie media, a związanego z twoją decyzją powrotu na ring: "Wydaje mi się, że Tomek zwyczajnie potrzebuje kasy. No bo jaki może być powód tego powrotu? Nie ma innej odpowiedzi". Krótkie pytanie: czy musisz jeszcze boksować, bo nie masz pieniędzy i czy powinienem wysyłać ci paczki z prowiantem? Tomasz Adamek: - Przemek, Bogu dziękować, ale pieniędzy nie straciłem, zainwestowałem je w nieruchomości. Do tego jeszcze żona pracuje, bardzo dobrze zarabia, bo jest pielęgniarką na oddziale operacyjnym w Nowym Jorku. Wszystko jest pięknie! Zawsze się śmieję z takiego gadania, że wracam, bo nie mam pieniędzy. Gdyby tak było, to bym się faktycznie martwił, bo znamy wszyscy przypadki pięściarzy, którzy do ringu musieli wchodzić i to jest problem - jak choćby Holyfield, który jak słyszymy, stracił pieniądze w złych inwestycjach. Ale w moim przypadku tak nie jest - po prostu lubię boksować, robię to całe życie. Prawda, mam 44 lata, ale nie czuje się jak dziadek, zresztą nim jeszcze nie zostałem, choć jedna córka jest mężatką. Wracam, bo się nudzę - nie mam co robić, czuje się na siłach, biegam codziennie, chodzę na siłownię, robię walkę z cieniem. Wracam, bo nie chcę zakończyć kariery przegraną walką. Nie obiecuję kibicom, że wygram z pierwszą dziesiątką: jest pomysł, wspólnie z prezesem Zygmuntem Solorzem, żeby stoczyć dwa walki - jedna jesienią, drugą na wiosnę, z zawodnikami dobrymi, ale nie ze światowej czołówki. Ja już z takimi ringowymi "koniami" walczyć nie mogę, walki o miejsca w rankingu nie będzie. Ani ty, ani ja, ani nikt z nas tak naprawdę nie wie, jak sobie dasz radę. Masz zresztą od dawna takie same powiedzenie: ring wszystko zweryfikuje. Istnieje możliwość, jeśli rywal będzie po prostu lepszy, że ring zweryfikuje ciebie. Wiem też, że nie przyjedziesz do Polski, nie wyjdziesz na ring po przygotowaniach polegających na tygodniowym bieganiu wokół domu. - Rozumu w boksie mi nie wybili, wiem co robię i mam dobrą pamięć. Nie wejdę do ringu nawet przygotowany na 50 procent. W ringu, zwłaszcza u końca kariery, po tylu walkach, dzieją się czasami dziwne rzeczy. Nie chcę na starość chodzić po doktorach. Wejdę do ringu tylko po pełnych przygotowaniach, jeśli wszystko będzie w porządku. Pierwsza walka ma mieć osiem czy dziesięć rund, druga, ostatnia na wiosnę 2022 roku. Mam 100 kilogramów, pilnuję tego co jem, dbam o siebie. Przecież jakbym się źle czuł, to nie wchodziłbym do ringu - bo można stracić zdrowie i życie. Wiem co robię, nie jestem idiotą, nie chcę żeby żona była młodą wdową. Zmieniamy temat. Jesteś idealnym rozmówcą, byłeś po obu stronach; w wadze junior ciężkiej niepokonany, miałeś nawet prestiżowy pas magazynu "Ring", walczyłeś o pas w wadze ciężkiej. Zbliża się megapojedynek mistrza z trzema pasami Anthony’ego Joshuy z niepokonanym w junior ciężkiej Ołeksandrem Usykiem - największy problem dla tego lżejszego? - Usyk może wygrać, bazując tylko na szybkości, bo jeśli Joshua go trafi czymś mocnym, to go położy, bo ma czym uderzyć. Ale wiemy, że Joshua nie potrafi przyjąć. Usyk to niewygodny zawodnik, patrzyłem na kilka jego walk i na pewno nie będzie to łatwe zadanie dla Joshuy. Kiedy jednak zacznie się u Ukraińca zmęczenie i dostanie mocny prawy od Anthony'ego... to będzie podłoga. Dalszą część wywiadu znajdziesz na stronie Polsatsport.pl - kliknij TUTAJ!