Dokładnie przed tygodniem gruchnęła wiadomość, że Miller wpadł na dopingu. Amerykanin szykował się do hitowego pojedynku z Anthonym Joshuą o mistrzowskie pasy organizacji WBO, IBF, WBA oraz IBO, który miał odbyć się 1 czerwca w nowojorskiej hali Madison Square Garden. Miller początkowo zaprzeczał, ale szybko okazało się, że solidnie się "koksował". Brał endurobol, hormon wzrostu i nawet EPO. - Spierniczyłem to i obrałem złą drogę - przyznał w końcu skruszony, ale zanim zdobył się na szczerość, okłamywał wszystkich, łącznie z Kownackim, którego niegdyś określił "bratem bliźniakiem". Co na to Polak? - Ciężka sprawa. Rozmawiałem z nim, gdy pojawiły się pierwsze informacje i pisał w mediach społecznościowych, że to pomyłka i niczego nie brał. Zadzwoniłem do niego, a on mi powiedział: "Adam, dobrze się znamy, tyle lat ze sobą trenujemy. Nigdy niczego takiego nie brałem". Odparłem: "Dobra, spoko. Jak tak mówisz, to daję ci kredyt zaufania. Tymczasem okazuje się, że kolejnego testu też nie zadał. Od tej pory jeszcze z nim nie rozmawiałem. No, ale "lipa" - powiedział Kownacki. Nasz najlepszy obecnie pięściarz wagi ciężkiej przyznał, że zachowanie Millera nie jest fair także wobec niego, bo podczas wspólnych treningów "nakoksowany" Miller mógłby zrobić mu krzywdę. - Czasem sparujemy po dziesięć rund. To niesprawiedliwe, że on jest na dopalaczu, a ja na polskich kotletach - podkreślił Kownacki. - Na pewno słono za to zapłaci - podkreślił nasz pięściarz, twierdząc że Miller straci nie tylko finansowo, ale w wyniku skandalu dopingowego bardzo ucierpi też jego wizerunek. - Do tej pory każdy go kochał, a teraz będą na niego patrzeć inaczej - powiedział "Babyface". Kownacki podkreślił, że nie stosuje niedozwolonego wspomagania, a w każdej chwili może spodziewać się kontroli antydopingowej. - Mogą przyjechać, kiedy chcą i mnie zbadać, więc muszę być czysty i na siebie uważać. Można się zapytać kolegów w Polsce, jak jestem ostrożny, gdy na przykład ktoś chce mi dać coś do picia - dodał. MZ