To nie pierwsza sytuacja, gdy po zwycięstwie Kownacki otrzymał przymusowy zakaz toczenia walk, a nawet sparingów. Tak samo było po czystym znokautowaniu Gruzina Iago Kiładze niemal dokładnie rok temu, co obecnie najlepszy polski pięściarz wagi ciężkiej przepłacił kontuzją nosa oraz prawego łuku brwiowego, na który założono mu pięć szwów. Nowojorska komisja stanowa, pomna koszmarnej w skutkach walki rosyjskiego pięściarza Magomeda Abdusałamowa, sparaliżowanego od czasu przeklętego starcia w 2013 roku z Mikiem Perezem na gali w Madison Square Garden Theater, od tego czasu dmucha na zimne, by zminimalizować ryzyko podobnych tragedii w przyszłości. I tak po boju z Kiładze Kownacki otrzymał zakaz toczenia choćby sparingów przez 60 dni, a teraz - po fenomenalnym "rozstrzelaniu" w ringu Washingtona - musi odpoczywać przez 45 dni po założeniu czterech szwów nad lewym okiem. W rozmowie z red. Andrzejem Kostyrą 29-letni "Babyface" przyznał, że nie odnotował momentu, w którym nabawił się urazu. - Oglądałem walkę, ale nie mogę znaleźć tego fragmentu, w którym się to stało. Nagle poczułem rozcięcie, sporo osób mówiło mi, że to było po ciosie łokciem. Jakby ktoś znalazł ten urywek to może mi wysłać na Facebooku - powiedział uśmiechnięty Kownacki podczas wideorozmowy. Art