Artur Gac: Ogłoszono, że 30 lipca stoczysz jedną z walk wieczoru z Demirezenem. Kiedy de facto zapadła klamka? Adam Kownacki: - Około dwa tygodnie temu pojawiły się bardziej konkretne negocjacje, które w końcu zostały sfinalizowane. Wcześniej była mowa o walce z Dereckiem Chisorą, później były rozmowy o dwóch innych rywalach. Szukałem wyzwania. Chciałem kogoś, z kim będę mógł stoczyć ciekawą walkę. I myślę, że Ali się tutaj sprawdzi. O jakich dwóch innych pięściarzach była mowa? - Jeden to Michael Coffie, ale jednak wspólnie dużo sparowaliśmy i jest moim kolegą, więc nie chciałem z nim walczyć i nie brałem go pod uwagę. A drugi to Carlos Negron, jego nazwisko też parę razy się pojawiło. Bardzo bliska wydawała się perspektywa walki z Chisorą, stanęło na pojedynku z Demirezenem. To dla ciebie dużo bardziej komfortowa sytuacja, że walczysz niejako u siebie, w "swojej" hali? To będzie walka trochę na twoich warunkach, bez ryzyka tego, co mogłoby cię czekać w pojedynku z Chisorą w Wielkiej Brytanii. - Dokładnie tak, jak mówisz. Spory wpływ na decyzję miały wydarzenia z niedawnej walki, którą pokazywała DAZN. Mimo że Anglik przegrał u siebie, to sędziowie dali mu wygraną. I w tym momencie było dla mnie jasne, że jeśli pojadę tam walczyć z Chisora, to już na wstępie będę przegrywał na kartach 0:3. Jaką rangę ma dla ciebie walka z Turkiem? - Prostą, jest to bój o być albo nie być. Będzie to dla mnie ostatni dzwonek. Gdyby się okazało, że przegram, czy byłby to Chisora, czy teraz Ali, to dostanę odpowiedź, że w boksie nie mam już czego więcej szukać. Dlatego chciałem zmierzyć się z zawodnikiem, który naprawdę mnie sprawdzi i da mi wyzwanie. Chisora te warunki spełniał i myślę, że tak samo będzie z Alim. Chciałem uczciwych warunków dla walki i uważam, że Brooklyn to gwarantuje. W zasadzie też już pozwoliłem sobie na taką reakcję tuż po ogłoszeniu walki z Demirezenem, że ewentualna porażka przy twoich ambicjach sprawi, że odejdziesz z tego biznesu. - Zdecydowanie tak. Mam dwójkę małych dzieci, które są zdrowe i piękne, więc mam dla kogo żyć. Teraz są akurat w Polsce razem z moją żoną, ale wszystko po to, abym mógł skupić się tylko na treningach. Bardzo za nimi tęsknię, dlatego nie wyobrażam sobie, bym rozłąki z nimi i bicia się w ringu nie osładzał sobie zwycięstwami. Dłużej to nie będzie miało sensu, jeśli nie będę w stanie pokonać zawodnika na poziomie Alego, czy Chisory. Jednak obaj są journeymanami, a ja w tym sporcie nie chcę być kimś takim. Zainwestowałem zarobione pieniądze w miarę dobrze, więc mogę robić inne rzeczy poza boksem. Mam alternatywę, ale na razie o tym nie myślę. Chcę i muszę wygrać najbliższą walkę, to teraz dla mnie najważniejsze. Rozstanie na czas przygotowań z najbliższymi to też znak, że poważnie podchodzisz do wyzwania. - Powiem ci szczerze, że mieliśmy na ten temat dyskusję. Żona sama powiedziała mi coś takiego: "Adam, nie chcę, żeby obecność moja lub dzieci sprawiły, że w walce nie będziesz sobą". To też mi pokazało, jak ważna dla Justyny jest nadchodząca walka. Za mną dwa skomplikowane, a wręcz ciężkie lata. To, że zostałem ojcem, od początku było dla mnie czymś wspaniałym, najlepszą nagrodą dla mężczyzny, ale jednak ciężka praca wymaga pełnego poświęcenia. A rozłąka dodatkowo daje kopa, żeby tym bardziej mocno zasuwać i na końcu wygrać, aby wszyscy byli szczęśliwi i uśmiechnięci. Wróćmy jeszcze słówkiem do niedoszłej walki z Chisorą. Powodów fiaska negocjacji można szukać we wpadce Derecka, który w mediach społecznościowych pokazał kontrakt na walkę, na którym można było dostrzec twoje nazwisko? Zresztą promotor Eddie Hearn powiedział, gdy rozmowy z twoim otoczeniem coraz bardziej się przedłużały, że Chisora utrudnił prowadzenie negocjacji. - Potwierdzam, tak się stało. Naprawdę zostało już niewiele małych punktów, które trzeba było dogadać, ale... Po tym, co zrobił Chisora wiedzieliśmy, że mamy ich w garści, bo Dereck już złożył swój podpis. I to przeniosło się za negocjacje, którymi zajmowali się moi menedżerowie. Wszystko spoczęło w ich rękach i wierzę, że zrobili tak, by było dla mnie dobrze. Bardzo się cieszę na tę nadchodzącą walkę i myślę, że daję kibicom coś fajnego. Bo wybieram rywali, którzy są dla mnie wyzwaniem i chcą wygrać, a nie przyjeżdżają tylko po wypłaty. Jeśli popatrzysz obiektywnie, to od walki z Dannym Kelly'm (styczeń 2016 roku - przyp. AG) mam rywali z wyższej półki. Zresztą już wcześniej, w siódmej walce zawodowej, Charles Ellis też był dla mnie wyzwaniem. Nigdy nie interesowało mnie w tym sporcie nabijanie rekordu. Kończąc temat z Chisorą, zatem potwierdzasz, że po tym co zrobił Dereck, a biorąc pod uwagę specyfikę takiej walki i większe ryzyko, twoi przedstawiciele chcieli ten fakt wykorzystać i jak najwięcej ugrać na finiszu negocjacji? - Tak jak mówisz, w ten sposób to wyglądało. A w międzyczasie pokazały się nam dobre warunki pojedynku na Brooklynie, więc mieliśmy co wybrać. Uważam po wielu latach współpracy, że Al Haymon i Keith Connolly dobrze zarządzają moją karierą, cały czas jestem zadowolony, dlatego trudno byłoby mi odejść po tylu latach. Kto, jako główny trener, przygotuje cię do tej walki i będzie szefem w narożniku? - Niezmiennie Keith Trimble, dużo dobrego wspólnie zrobiliśmy. Wprawdzie ostatnio coś się pokrzyżowało, dwie walki okazały się wpadką i obaj spotkaliśmy się z krytyką, ale myślę, że tym razem wyjdzie dobrze. Sprawdzę się teraz w nowych okolicznościach, z inną głową. Co to znaczy? - Po narodzinach dzieci przeżywałem piękne chwile, ale może nie byłem mentalnie przygotowany na to, by godzić rolę ojca z karierą sportową. Chciałem jak najwięcej dobrego zrobić w tej nowej roli i doszło do tego, że boks stał się jakby trochę drugoplanowy. Teraz, po rozmowach z żoną, uznaliśmy, że trzeba zareagować. Żona mi powtarzała, że przecież tak kocham boks, poświęciłem tyle lat na uprawienie tego sportu, dlatego byłoby niezrozumiałe, żebym z powodu roli ojca całkowicie porzucił marzenia, które miałem od dzieciaka. Jak będą wyglądały przygotowania? Jak zostały rozplanowane? - Na razie trenujemy w Nowym Jorku, ale chcemy jechać w góry na trzy tygodnie do Hunter, gdzie sprowadzę kilku sparingpartnerów pod styl Alego. Tam warunki są super, mam gdzie spać, gdzie trenować, a i klimat jest sprzyjający. Wszystko tam jest pod nosem, a po ciężkiej pracy będzie mnie interesował tylko odpoczynek. Z jakiego pułapu będziesz rozpędzał się z przygotowaniami do walki z Turkiem? Zbudowałeś już odpowiednią bazę? - Kilka tygodni trenowałem, z założeniem pod walkę z Chisorą, która miała odbyć się 9 lipca. Jakąś bazę już mam, jest dobra siła, a teraz będę realizował plan pozostawiony przez Mirka Babiarza, którego miałem okazję poznać przez Asię Jędrzejczyk i z nim potrenować. Keith już też główkuje, jak dokładnie szykować się pod Alego i kogo wybrać na sparingi. Kibice czekają na najlepszą wersję Adama Kownackiego, ale zawsze sam miałeś świadomość, że twój styl walki nie gwarantuje długowieczności w ringu. Czy odbierasz pierwsze symptomy, że twoja głowa i ciało już odczuwają trudy kariery i są naruszone od liczby przyjętych ciosów? - Od czasu ostatniej walki jeszcze nie sparowałem, więc trudno mi powiedzieć. A jeśli robię tarczę lub zadaniówki, to nic nie odczuwam. Trzeba pamiętać, że w ostatnim pojedynku Helenius tak mnie trafił, że nic nie widziałem, ale na tyłku nie siedziałem. Nie czuję się naruszony, ale jednak to, co ja teraz czuję, a co wyjdzie i powie ciało w walce, to dwie różne rzeczy. Też zdaję sobie z tego sprawę i spodziewam się, że już sparingi dużo pokażą, a na końcu zapewne sama walka. Być może będę mniej sparował niż zawsze, bo jednak głowę ma się jedną i człowiek nie chce być za bardzo naruszony. A jaki tryb życia teraz prowadzisz? - Staram się w miarę zdrowy. Nie piję, nie palę, nie biorę narkotyków, a mój jedyny minus to niewłaściwe jedzenie i picie napojów, w których jest dużo cukru. A później to wszystko wychodzi... Staram się jednak nad tym zapanować, dbam coraz bardziej i częściej wykonuję badania z krwi, bo chcę, aby wszystkie wskaźniki były w normie. Cholesterol już opanowałem, teraz zszedł do odpowiedniej wartości. To wszystko jest szalenie ważne, tym bardziej na najwyższym poziomie. - Człowiek to wszystko wie, jednak trudno jest znaleźć osobę, która będzie potrafiła cię odpowiednio poprowadzić. Nie jest łatwo, ale non stop szukam i wierzę, wychodząc ze znanej maksymy, że jeśli się szuka, to człowiek w końcu to znajdzie. Powiedziałeś, że walka z Demirezenem pokaże, w którą stronę pójdziesz. Gdybyś miał po niej zakończyć karierę, to pozostaniesz przy tym sporcie? - Taki jest plan, chciałbym pozostać w boksie i coś dobrego w nim robić. Na przykład pójść śladem Andrzeja Fonfary i zostać trenerem. Kocham ten sport. Rozmawiał Artur Gac