"Babyface" długo sparował z Aleksandrem Powietkinem (33-1, 23 KO) i jak sam przyznaje, wspólne treningi bardzo mu pomogły."Trenowałem i uczyłem się, nic więcej. Mieszkałem w zamkniętym ośrodku, który pilnowali strażnicy, a jak chciało się wyjść, to trzeba było to zameldować. Ale nie miałem z tym problemów, bo pojechałem tam przecież trenować. Poza tym jeśli jest się gdzieś gościem, to trzeba uszanować zwyczaje tamtych ludzi. Powietkin to naprawdę dobry technik, zresztą mistrzem olimpijskim nie zostaje byle kto. Mimo wszystko dobrze sobie z nim radziłem i wracałem zadowolony. To pokazało mi, że należę do czołówki wagi ciężkiej i z każdym mogę powojować. Tym razem nie spotkam się z Geraldem Washingtonem, a z zawodnikiem z nieco niższej półki. Szkoda" - kontynuował polski "ciężki", który być może wkrótce zamelduje się między linami w ojczyźnie."Zawsze marzyłem o walce w Polsce i rozmawiałem już w tej sprawie, ale póki co mam do wykonania robotę 20 stycznia i w tej chwili koncentruję się tylko na tym" - kontynuował."Z aktualnych mistrzów najłatwiej byłoby chyba wygrać z Josephem Parkerem, championem WBO, ale najbardziej realny wydaje się pojedynek z Deontayem Wilderem, mistrzem WBC, gdyż obaj mamy tego samego menedżera, czyli Ala Haymona. Z nim najłatwiej byłoby się dogadać. Prędzej czy później musi dojść do naszej potyczki. Wygraną nad Szpilką udowodniłem, że należę do czołówki wagi ciężkiej i mam nadzieję, że po dwóch-trzech kolejnych zwycięstwach w końcu nadarzy się szansa, bym walczył o tytuł mistrza świata" - zakończył zmotywowany Kownacki.