Artur Gac, Interia: Widzę w mediach społecznościowych, na twoim koncie, renesans "Tygrysa". Co to się dzieje? Dariusz Michalczewski: - Słuchaj, w końcu trzeba wstać. Trochę miałem przerwy, człowiek się zasiedział, to trzeba było znów zacząć trenować. A tak szczerze mówiąc trenuję już dwa lata, ale faktycznie od niedawna zacząłem sobie boksować. Poza tym otworzona została szkółka, w sumie też z moją pomocą. Jaka szkółka? - Konkretnie chodzi o Brzostek Top Team, który znajduje się w odległości około stu metrów od miejsca, gdzie ja zaczynałem. Zrobili naprawdę super salę bokserską, z prawdziwego zdarzenia. Moja fundacja trochę im pomaga, zresztą niedawno byłem tam na treningu ze znajomymi i moimi dzieciakami. Na tyle, ile cię znam i wiedząc, że jesteś sentymentalny, pewnie nieraz sięgasz wzrokiem te sto metrów dalej i powracają flesze sprzed lat. - No tak... Jest tam też zrobiony mój mural, będący ilustracją z jednego z treningów. Naprawdę miejsce to wygląda bardzo profesjonalnie. Gym jest zrobiony na jednym z wyższych poziomów, jakie w ostatnim czasie widziałem. Po części prowadzona jest działalność charytatywna, ale także komercyjna, bo jakoś trzeba utrzymać to miejsce. I wygląda mi to tak, że pojawia się moda na trening bokserski wśród majętnych osób, a dzięki temu są pieniądze na dzieci i młodzież. Boks w naszym kraju nie ma się dobrze, więc potrzebne są inwestycje. I to takie, aby młodzież miała możliwość trenowania za darmo. Każdy musi pamiętać, że to właśnie ci najbiedniejsi, często największe łobuzy, najbardziej nadają się do boksu, który wyprowadza ich na ludzi. Wśród tych najmłodszych "okiem tygrysa" dojrzałeś kogoś nieprzeciętnego? - Są chłopcy, którzy coś w sobie mają, ale więcej musi być dzieciaków. Pośród tej licznej grupy hobby-sportowców, którzy na sali robią frekwencję, za mało jest młodzieży. Boks jest dzisiaj za ciężkim sportem, zbyt długo trzeba trenować, żeby stoczyć pierwszą walkę, a jeszcze później dojść do dużych pieniędzy. Dlatego idą w te wszystkie "fejmy" i inne rzeczy, które nie wymagają od nich systematycznej, wieloletniej pracy. Tu wystarczy być lekko wysportowanym, nie bać się, mieć zasięg oglądalności i dostajesz jakieś walki. A jeśli jeszcze masz niewyparzoną buzię, to jesteś tu idealny. Ale to nie jest sport, to nie są mistrzowie, tylko bliżej im do, w cudzysłowie, pajaców. Alarm w sprawie Polaków i pilny apel do Adama Małysza. "Przez to moja kariera się skończyła" Pełna zgoda, że nawet jeśli pojawi się jedna perełka, to potrzebuje współrywalizacji z rówieśnikami. - Oczywiście, że tak. To masa tworzy przyszłego mistrza. Zobacz, jak to wyglądało za moich czasów. Gdy boksowałem, było nas multum na sali. Ale właśnie musiało się "przemielić" mnóstwo osób, żeby wyszedł taki Michalczewski. Jak patrzę na twoje obecne filmiki z sali treningowej, to przechodzi mi przez głowę myśl, że ktoś cię kusi do jakiegoś pojedynku. - Odpowiem ci tak: chodzę z moją córką na śpiewanie i jedno co mogę zrobić, to z nią zaśpiewać. W przerwie i po przerwie. Ale za każdą piosenkę biorę "bańkę" złotych. Widzę, że stawki nadal masz zaporowe. Ta na boks też dalej obowiązuje i wynosi 10 "baniek"? - Tak, z tym że tutaj nie w złotówkach, tylko w euro. I to tylko za pięć rund po dwie minuty. Ale popatrz na mnie, przecież ja jestem już dziadek, mam 55 lat. Żadne federacje nawet niech sobie nie myślą, że mnie ściągną. Czyli wszelkie spekulacje wkładamy między bajki? - Powiem ci tak szczerze: jedyną opcją jest Roy Jones junior. Rozmowy już były prowadzone, odzywają się do mnie, żeby zrobić z nim pokazówkę, ale to tylko właśnie pokazówkę. To nie miałoby nic wspólnego z profesjonalnym boksem. Niemniej pewnie ludzie i tak chcieliby to oglądnąć. Natomiast jest to tak odległy temat... Coś tam jest na horyzoncie, ale więcej jest pytań, niewiadomych i gdybania. Gdyby, gdyby... Wówczas rozmawialibyśmy o jakim kraju? - Myślę, że jednak byłyby to Niemcy. Chociaż dzisiaj sprawa miejsca jest drugorzędna. Jeśli masz dobrą telewizję czy platformę w internecie i stawiasz na pay-per-view, to lokalizacja schodzi na dalszy plan. Czyli teoretycznie jest możliwość, że po latach dopełni się niedopisana historia, bowiem w szczytach swoich karier nigdy nie skonfrontowaliście rękawic. - Tak jest, ale jeśli już, to najpóźniej musiałoby się to stać w 2024 roku. W kolejnym już nie byłoby o czym mówić, byłbym po prostu za stary nawet na pokazówkę i "wygłupy" starych mistrzów. Przy dzisiejszych możliwościach byłaby szansa ten projekt sfinansować. Rozumiem, że na pokazówkę schodzisz z tych zaporowych stawek? - A gdzie, wziąłbym jeszcze więcej! Co ty mówisz? - A nie? Stary, z Royem Jonesem juniorem pewnie byłaby szansa zgarnąć 20 "baniek" dolarów. Dzisiaj takie płaci się sumy. Skoro jakieś śmieszne federacje dają zarobić kilkaset tysięcy złotych teściowej, że "nap..." swoją synową, to ja mam wyjść za drobne? Nie żartujmy. Pieniędzy ci nie brakuje, ale przy takich stawkach na stare lata jeszcze "zgłupiejesz". - To wykluczone, mnie pieniądze już nie zmienią. Przecież to tak naprawdę nie ma znaczenia, czy masz na koncie sto "baniek", czy dwieście. Co to za różnica? I tak więcej niż trzech kotletów nie zjesz. A nawet staram się jeść maksymalnie dwa (śmiech). No bo jakościowo standardu kotleta już sobie nie podniosę. Mam już wszystko, dzieci są zabezpieczone, więc kolejne miliony już nie robią różnicy. Najważniejsze, żeby mieć zdrowie. Co myślisz o walce Tomasza Adamka z Mamedem Chalidowem w klatce na zasadach bokserskich? Już nie liczę lat, ile Tomek rozstaje się ze sportem... - (śmiech) Z drugiej strony niech boksuje. Zresztą to chyba będzie bardzo interesujące, jak tak sobie o tym myślę. Dwa dobre nazwiska, Adamek i Chalidow, a przy tym pewnie mają do zgarnięcia dobrą kasę. Jestem, muszę ci powiedzieć, ciekawy jak to się potoczy. Na pewno nie pojadę na galę, ale w telewizji sobie obejrzę. Patrząc na wiek Tomka, to raczej ostatni gwizdek, żeby jeszcze coś sobie zarobił. Niedoszłe samobójstwo i wieczna chwała. Gigant polskiego sportu Jerzy Kulej pośmiertnie będzie miał swój film Tomek nie wyobraża sobie porażki z Mamedem, a też świetnie pamiętam, że każdą z dotychczasowych starał się jakoś wytłumaczyć. Najmocniej się uśmiecham, gdy do dziś uważa, że tylko przez zbyt późną aklimatyzację w Polsce nie wygrał z Witalijem Kliczką. Moim zdaniem z Ukraińcem nigdy nie byłby w stanie zwyciężyć. - No skąd, o czym tu gadać? Tomek nie miał podejścia do Kliczki. Tak na dobrą sprawę niepotrzebnie poszedł do wagi ciężkiej. Jakby został w cruiser, to na długo byłby mistrzem świata. Po prostu się przeliczył. Sportowo tak, ale finansowo to był strzał w dziesiątkę. - No tak, pod tym względem mu wyszło. Doceniam metamorfozę, jaką na przestrzeni lat przechodzi Artur Szpilka, a pamiętamy z jaką łatwością wyzywał ludzi, obrażał, czy - jak tobie - odmawiał polskości. Tymczasem zauważam, że między wami chyba wreszcie zaczynają panować normalne relacje, co dokładnie widać z akcją wokół meczu tenisa. - Widzę właśnie, że bardziej elegancko zaczął się zachowywać, ale jeszcze z nim nie rozmawiałem. To mój menedżer koordynuję sprawę z tenisem, ale fajnie, że zmądrzał. Dostrzegam, że chłopak nabrał pokory. Szkoda tylko, że tak późno, bo niepotrzebnie robił z siebie barana, wychodził w tych kryminalnych ciuchach do ringu, te wszystkie pseudopozdrowienia... Albo kozaczył, że kogoś tam zdemoluje, a później sam dotkliwie przegrywał. W każdym razie zawsze lepiej późno niż wcale. Bardzo dobrze, tylko się z tego cieszyć, że zmienił się na plus. Czy rękę spokojnie sobie podacie? - No pewnie. Przypomnę, że on raz boksował o mistrzostwo świata, a ja broniłem tytułu 23 razy. To chłopak młodszy od mojego syna, więc powinien się elegancko zachować i powiedzieć: "mistrzu, wybacz, kocham cię i ci dziękuję". A ty jak wtedy zareagujesz? - A ja mu odpowiem: "tak dalej syneczku, sporządniałeś i wybaczam". Rozmawiał Artur Gac