- Trochę ryzykowaliśmy, bo jak pan zaznaczył, ona ma 18 lat, dopiero z końcem listopada będzie obchodziła 19. urodziny. Była najmłodszą zawodniczką całego tego turnieju, a wiadomo, że w wadze 65 kg, gdzie dziewczyny już mocno biją, a ona jest jeszcze niedojrzała, jest jakaś szczypta niepewności. Technicznie bardzo mocna, z wielkim talentem na przyszłość, ale jednak ta niedojrzałość zawsze wywołuje strach, iż fizyczność przeciwniczek, starszych o 10 lat, może być znacząca. Jednak poradziła sobie świetnie z Tajwanką Chen Nien-chin, medalistką olimpijską i byłą mistrzynią świata. Tak naprawdę to była największa sensacja tego Pucharu Świata. Bardzo się cieszę, bo Kinga pokazała, że ma ogromny potencjał - zacierał ręce w rozmowie z Interią Tomasz Dylak, trener kobiecej reprezentacji Polski. Kinga Krówka napędzona do wielkiego wyniku w Warszawie Ostatecznie w Ameryce Południowej Krówka wywalczyła srebrny medal, mając swoje momenty także w finale, a zdaniem szkoleniowca, gdyby sztywno trzymała się planu taktycznego, mogła pokonać także Brytyjkę, klasyfikowaną na 1. miejscu w rankingu boxreca. Takie sukcesy, jak ten w Brazylii, mają kapitalne znaczenie dla tak młodych sportowców, jak zawodniczka z Gostynia. - Najbardziej przełomowy moment był wtedy, gdy zdobyłam mistrzostwo Europy w 2023 roku. Po tym od razu był progres o 40-50 procent, tak jak u Julki Szeremety po igrzyskach. Wówczas wszystko mocno poszło w górę. A teraz, to ostatnie zwycięstwo w Brazylii, bardziej mnie napędziło i pokazało, że mogę konkurować ze światową czołówką już w tym wieku - potwierdza młoda kadrowiczka w rozmowie z Interią. Krówka podkreśliła swoją wdzięczność, że druga edycja Pucharu Świata w ramach turnieju im. Feliksa Stamma odbywa się na polskiej ziemi. Dzięki temu spodziewa się dopingu około kilkunastu osób ze swojej najbliższej rodziny. - Na pewno będą rodzice, siostrzenica, siostrzeniec, dziadkowie, siostry, z czego bardzo się cieszę. Rodzice najmocniej żyją moimi startami, kibicują i bardzo mnie wspierają. Dziadkowie też. Oni przeżywają, bo wiadomo, że to jest trochę brutalny sport. Przeżywają to, ale podoba im się, jak działam w ringu - mówiła 18-latka, a charakterystyczny uśmiech praktycznie nie schodził z jej twarzy. Jeśli wsłuchać się dokładnie w słowa objawienia naszej kadry, etatowej sparingpartnerki Julii Szeremety, to w stołecznym Torwarze kibice mogą spodziewać się prawdziwych fajerwerków. Nowy reprezentant Polski. Korzenie z Ghany. Odsłania swój życiorys Krówka, mimo młodego wieku, szybko zrozumiała, że warto w siebie inwestować. I w momencie, gdy na jej konto wpływały środki stypendialne, odkładała je, a następnie płaciła na siebie, by sfinansować wyjazdy z seniorkami. - Ja dopiero od tego roku jeżdżę na turnieje, gdzie rywalizuję z seniorkami. A wcześniej rzeczywiście jeździłam na zgrupowania z dziewczynami, tam trenowałam. Jeździłam też na różne turnieje, typu młodzieżowe mistrzostwa Europy, co sama sobie fundowałam, bo PZB jeszcze mi tego nie zapewniał. Jednak uważam, że warto siebie rozwijać i te pieniądze nie zostały jakby zaprzepaszczone - tłumaczy. 18-latkę premiuje także świetne podejście do wyzwań związanych z presją. Zachowuje się tak, jakby znalazła idealny klucz do panowania nad emocjami. - Naprawdę wychodzę bez żadnej presji wynikowej, na zasadzie, że muszę coś zdobyć. Wychodzę i bardziej się bawię, bo jest to tylko Puchar Świata. Po nim będzie dłuższa przerwa, a następnie będziemy szykować formę do mistrzostw świata. I to oczywiście mój największy cel na ten rok - zaznacza. Trener Imane Khelif nie wytrzymał. Ujawnił szczegóły badań płci, koniec spekulacji Nie ukrywa, że pod względem podejścia wzoruje się także na Szeremecie. - Kiedyś byłam bardziej taka, że muszę wygrać każdą walkę, a po porażce była załamka. A teraz podchodzę z czymś takim, że najlepsi zawodnicy na świecie przegrywają, a to jest rzecz, która daje jeszcze więcej niż wygrana. A zwycięstwo będzie liczyło się dopiero na samym końcu, czyli w Los Angeles. Teraz to jest tylko doświadczenie, które zbierasz, a to podejście faktycznie trochę przejęłam od Julki. Ona miała, w cudzysłowie, jakby "wyrąbane" i tak właśnie zdobyła medal olimpijski. Mnie też odpowiada takie podejście - wykłada karty. Krówka kontra Angela Carini? W powietrzu wielkie kontrowersje z Paryża Dziś, na pierwszy ogień, w walce ćwierćfinałowej Krówka zmierzy się z reprezentantką Finlandii, Kristą Kovalainen. - Znamy tę zawodniczkę. I wydaje mi się, że Kinia powinna być minimalną faworytką - prognozuje szkoleniowiec. Dodaje jednak, że w przypadku awansu do półfinału, poprzeczka poszybuje dużo wyżej. - Wtedy będzie czekała na nas olimpijka Angela Carini - wskazuje Dylak. O 26-letniej Włoszce z Neapolu, wicemistrzyni świata i Europy, głośno zrobiło się na igrzyskach w Paryżu. To właśnie ona w 46. sekundzie walki w 1/8 finału kategorii 66 kg odmówiła dalszego pojedynku z Algierką Imane Khelif, wokół której pojawiły podniosła się dyskusja na temat płciowości. Podobnie, jak w przypadku finałowej rywalki Szeremety, Tajwanki Lin Yu-ting. Kinga Krówka w tym roku ukończyła ostatnią klasę liceum, ale boks ma u niej tak wysoki priorytet, między innymi chęć przygotowania optymalnej formy do trwającego turnieju, że dokonała pewnego przesunięcia. - Skończyłam liceum, lecz w tym roku nie podeszłam do matury ze względu właśnie na Puchar Świata. Zamierzam to nadrobić już w przyszłym roku - zapowiedziała. Artur Gac