Polska Agencja Prasowa: Z Liberca do przejścia granicznego w Jakuszycach jest około 40 kilometrów, a jeszcze bliżej do Zawidowa. Aleksander Wierietielny: Czuliśmy bliskość Polski, zwłaszcza po liczbie biało-czerwonych kibiców, ale nie było czasu, aby zobaczyć co się dzieje w naszych domach. Nie możemy się też rozpraszać. Mamy plan i nie ma powodów, by go korygować. Zaraz po sprinterskich zawodach Pucharu Świata, prawie sprintem ruszyliśmy do Francji. Jak przebiegła podróż? - Bez problemów, bez przygód. W niedzielę byliśmy już na miejscu kolejnych zawodów, które odbędą się w La Clusaz, na wysokości 1400 m. A my mieszkamy nieco niżej, na poziomie tysiąca, osiem kilometrów od punktu, gdzie ma być start do biegu na 10 km stylem klasycznym. Zadowolony jest pan z warunków śnieżno-pogodowych? - Jak na razie są bardzo dobre. W poniedziałek, kiedy Justyna trenowała dwukrotnie, było minus cztery, ale jak tu nam powiedzieli, temperatura będzie spadać. Ma być mroźno, ponoć minus 16 stopni. Jest sporo śniegu, dużo świeżego napadało. W poniedziałek kierownik norweskiej reprezentacji w biegach narciarskich potwierdził start Marit Bjoergen w zawodach w La Clusaz. - Nic o tym nie wiem, a w ogóle rywalki nas nie interesują. Skupiamy się na celach, które sobie wyznaczyliśmy. Nie ma naprawdę żadnego znaczenia, czy Bjoergen pobiegnie, czy jeszcze ten start odłoży. Na pewno kibice z takiej rywalizacji mieliby większe emocje, doznania, ale my na tym etapie przygotowań do mistrzostw świata nie możemy się oglądać ani na rywalki, ani na widzów. Musimy robić swoje. Justyna Kowalczyk urodziła się 19 stycznia 1983 roku. Okrągłe rocznice mają szczególne znaczenie... - Świetnie to wyczuli ci, co układali kalendarz zawodów Pucharu Świata. Ma pan już prezent dla swej zawodniczki? A może to tajemnica? - Tajemnicy nie robię, bo się nad tym jeszcze nie zastanawiałem. Ale chyba będzie czas na świętowanie "trzydziestki"? - W kwietniu, może w maju... My naprawdę nie możemy się teraz rozpraszać, jeśli chcemy się cieszyć razem z Justyną z jej sukcesów. Dlatego nie myślę o świętowaniu urodzin, nie mam w głowie żadnego scenariusza. Jeśli coś ma być, to dopiero popołudniem. I niedługo! W jednym z wywiadów pana podopieczna, pytana o ulubiony obiad, powiedziała, że składałby się z zupy pieczarkowej, dużego steku z gotowaną marchewką i ziemniakami puree, a na deser byłoby tiramisu. Może taki zestaw uświetni ten urodzinowy dzień? - Nie mam nic przeciwko temu.