We wtorek wieczorem Polski Komitet Olimpijski (PKOl) poinformował, że wynik kontrekspertyzy po kontroli dopingowej biegaczki narciarskiej Kornelii Marek był pozytywny, czyli potwierdził stosowanie przez nią niedozwolonego dopingu. Test przeprowadzono w czasie igrzysk w Vancouver po biegu sztafetowym 4x5 km, w którym Polki zajęły 6. miejsce. O pozytywnym wyniku próbki A poinformowano w ostatnią środę. 12 marca, na żądanie zawodniczki, w olimpijskim laboratorium w Richmond przeprowadzono badanie próbki B. Smorawiński podkreślił, że w przypadku erytropoetyny (EPO) pomyłki się praktycznie nie zdarzają. - Nie było nadziei, że coś się zmieni. W przypadku stwierdzenia stosowania EPO, badanie próbki B jest tylko formalnością. W 99,9 proc. wynik zawsze jest ten sam. Ten ułamek procenta może stanowić jakiś błąd ludzki, który zawsze może się zdarzyć. Ale już wcześniej podkreślałem, w tych laboratoriach i przy tak profesjonalnym personelu, jakakolwiek pomyłka byłaby ogromnym wstydem - powiedział Smorawiński. Przyłapani kilka dni temu na stosowaniu EPO kolarze przełajowi - Kacper i Paweł Szczepaniakowie zrezygnowali z badania próbki B. Smorawiński określił ich decyzję jako "męskie zachowanie". - Rzadko się spotykam, że sportowcy mówią "przepraszam, wziąłem. Proszę już próbki B nie robić, bo szkoda czasu i pieniędzy". Trzeba ponieść karę za swój czyn i nie ma sensu iść w zaparte, bo to do niczego nie prowadzi - dodał. Smorawiński uważa, że powinni zostać dokładnie wyjaśnione wszystkie okoliczności stosowania dopingu przez polskich sportowców. Jego zdaniem, w aferę zamieszani są nie tylko zawodnicy. - W przypadku EPO to jest zabieg o charakterze medycznym czy paramedycznym. Trzeba się mniej więcej znać na wielkości dawek, wiedzieć kiedy ten zastrzyk wziąć. To jest cała procedura. EPO nie można przyjąć ot tak sobie, bez jakieś "myśli przewodniej" - wyjaśnił Smorawiński.