Dwa lata temu Polski Związek Narciarski uruchomił Program Rozwoju Biegów Narciarskich - Od Juniora do Seniora. Na jego czele stanął Szwed Martin Persson. I właśnie w oparciu o szwedzką myśl szkoleniową PZN chce odbudować polskie biegi narciarskie. Tworzy się system, dzięki któremu systematycznie nasze biegi narciarskie będą budowały swoją pozycję. Efekty mają przyjść w 2030 roku. Zimny prysznic dla Polaków na mistrzostwach świata. Adam Małysz: to wina wieloletnich zaniedbań Polskie biegi narciarskie mogą być w światowej czołówce. Szwed wskazuje, co musi się stać Persson był szkoleniowcem w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Solleftea, gdzie wychowały się wielkie gwiazdy biegów narciarskich Ebba Andersson czy Frida Karlsson. Ta pierwsza w niedawnych mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w Trondheim wywalczyła trzy złote medale, a druga - dwa. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Pracujesz w Polsce już od dwóch sezonów. Czy widzisz potencjał w biegach narciarskich w naszym kraju? Martin Persson: - Tak, widzę, że polscy zawodnicy mają potencjał, jednak potrzeba czasu, aby zbudować solidną bazę z większą liczbą sportowców, którzy przepracują odpowiednią liczbę godzin i będą się rozwijać przez lata. Mamy też kilku starszych zawodników, którzy mogą osiągnąć lepsze wyniki w porównaniu do lat poprzednich. W tej chwili w polskiej kadrze mamy głównie młodych sportowców i ci zawodnicy potrzebują czasu i znacznie większej ilości treningu, realizując go przez kilka lat. W ostatnich latach zobaczyliśmy, jaki jest poziom treningowy i w jakim kierunku powinniśmy zmierzać. Podsumowując: zawodnicy potrzebują większej ilości treningu w dłuższym okresie czasu. Zmiana kultury treningowej przez związek, to długotrwały proces, który wymaga kilku lat, zanim zobaczymy efekty. Jak długo może zająć zbudowanie drużyny, która zacznie osiągać dobre wyniki? - Projekt ten rozpoczął się jako długoterminowe przedsięwzięcie z wizją na realne wyniki w 2030 roku. Mamy na celu stworzenie sprawnie funkcjonującego systemu dla przyszłych pokoleń. Dlatego oceniam to właśnie w tej perspektywie czasowej. Zaczęliśmy od analizy i prezentacji danych dotyczących obecnego poziomu zawodników oraz określenia kierunków, w jakich musimy podążać w zakresie treningu i harmonogramu startów na nadchodzące lata. Ta wiedza musi być wdrażana przez trenerów i zawodników, aby zmiany mogły zachodzić stopniowo. Jeśli chodzi o zrozumienie tych wdrożeń, widzę, jak ciężko pracują trenerzy i wszyscy ludzie wokół zawodników, aby to osiągnąć. Czy łatwo przenieść szwedzki model na polski grunt? Jaki jest główny cel zmian w polskich biegach narciarskich? - Każdy kraj ma inną historię i zaplecze, ale jeśli spojrzymy na sam trening, to nie różni się on znacząco od tego, co pod względem objętości i intensywności robią czołowe narody. W Polsce głównym celem tej zmiany jest zrozumienie i zdobycie wiedzy na temat tego, co jest potrzebne, aby osiągnąć wyższy poziom - od najmłodszych zawodników aż do elity seniorskiej. Każdy etap rozwoju sportowca ma swoją specyficzną rolę. Zmiana ta ma na celu nie tylko edukację samych zawodników, ale także federacji - zrozumienie treningu i funkcjonowania tej dyscypliny w innych, czołowych krajach. Dysponujemy zarówno danymi, jak i wiedzą na temat innych reprezentacji oraz poziomu polskiej kadry. Jest to istotne nie tylko dla zawodników, ale również dla PZN, który powinien budować i posiadać własną bazę danych z procesu treningowego na przestrzeni lat. Tak buduje się solidne fundamenty. Czy słaba infrastruktura nie jest przeszkodą w budowaniu podstaw polskich biegów narciarskich? - Jeśli spojrzymy na infrastrukturę widać duże braki, które stopniowo trzeba niwelować. Potrzebujemy więcej: bezpiecznych tras do nartorolek o odpowiedniej długości i profilu, sztucznie naśnieżanych tras w odpowiednich lokalizacjach, silnych szkół i centrów sportowych np. w Szczyrku i Zakopanem. Te miejsca muszą stać się punktami łączącymi polskich biegaczy narciarskich. Widzimy już inwestycje w bieżnie narciarskie i ergometry narciarskie, a kolejne są w planach. To właśnie nad tym pracujemy, aby rozwijać infrastrukturę biegów narciarskich w Polsce i stworzyć odpowiednie warunki do realizacji wymagającego treningu. Nie wszyscy w Polsce chcą uczestniczyć w procesie budowania polskich biegów narciarskich. Dominik Bury i Kamil Bury zdecydowali się trenować poza systemem. Czy takie działanie nie rozbija drużyny? - Nie widzę żadnego problemu w tym, że Kamil i Dominik trenują poza tym, co nazywacie "systemem". Nadal są częścią kadry A i uczestniczyli w obozach na śniegu oraz w sezonie razem z całą kadrą. Są to starsi zawodnicy, którzy doświadczenie zdobywali przez lata i wiedzą, co dla nich działa najlepiej. Oczywiście ja i trenerzy widzimy ich duży potencjał. Jesteśmy tutaj, aby ich wspierać i pomagać w procesie - tak samo jak innym zawodnikom. To nie jest specyfika jedynie Polski. Podobne przypadki można zobaczyć w Skandynawii i innych krajach Europy. Jednak związek ma swoje zasady, których trenerzy i zawodnicy muszą przestrzegać. Uważam, że trener Mariusz Hluchnik bardzo dobrze poradził sobie z utrzymaniem zespołu jako jedności. Polacy mogą być tak samo dobrzy w biegach narciarskich, jak Skandynawowie? Mieliśmy pojedyncze przypadki, jak choćby Justyna Kowalczyk-Tekieli, Janusz Krężelok, czy Józef Łuszczek. Nic za nimi jednak nie poszło? - Uważam, że polscy narciarze mają taki sam potencjał fizjologiczny jak zawodnicy z innych krajów. Kluczowe jest jednak to, że jeśli chcemy konkurować z najlepszymi nacjami, musimy być na ich poziomie pod względem treningu. Jeśli cała społeczność narciarska - od trenerów po zawodników - podejdzie do tego z pełną świadomością, że to proces wieloletni, oparty na odpowiedniej objętości i koncentracji na kluczowych aspektach, wtedy możemy znaleźć się w czołówce. Wierzę w motywację zawodników i trenerów, ale trzeba pamiętać, że to nie jest sprint na 100 metrów, a maraton. Efekty zbudowane na solidnym fundamencie będą trwałe. Musimy działać razem, aby ta zmiana nastąpiła. W przeciwnym razie pozostaniemy w tym samym miejscu.