"Rozumiem, że kary za stosowanie dopingu powinny być surowe, lecz w dalszym ciągu czuję się źle i uważam 13 miesięcy kary za stosowanie maści do ust podanej przez lekarza za niesprawiedliwe" - oświadczyła biegaczka w swoim pierwszym komentarzu. Jej adwokat Christian B. Hjort powiedział: "uważamy, że kara jest zbyt surowa i rozważamy apelację, lecz decyzję w tej sprawie podejmiemy po dokładnym zapoznaniem się z uzasadnieniem". We wrześniu wykryto u Johaug ślady sterydu clostebol. W październiku została zawieszona, a norweska agencja antydopingowa sugerowała 14 miesięcy dyskwalifikacji. Podczas przesłuchania przez norweską konfederację sportu NIF w Oslo w dniach 25-27 stycznia Johaug była pytana m.in. o to, jakie znaczenie ma dla niej 12 lub 14 miesięcy dyskwalifikacji. Biegaczka podkreśliła wtedy, że różnica jest ogromna, jeżeli chodzi o przygotowania do sezonu olimpijskiego. Ogłoszony w piątek werdykt, według którego dyskwalifikacja wynosi 13 miesięcy od dnia pierwszego zawieszenia, czyli 18 października, przyjęty został, poza biegaczką, z pewnym zadowoleniem w norweskim środowisku sportowym. "Pomimo że jest to czarny dzień dla norweskiego sportu, to jednak już od 18 listopada Therese będzie mogła trenować z reprezentacją, startować od początku w Pucharze Świata, w Tour de Ski co umożliwi zakwalifikowanie się do olimpiady" - powiedział kierownik reprezentacji Vidar Loefhus. Norweskie media uważają, że do apelacji nie dojdzie. "13 miesięcy jest wyrokiem pośrednim. Powinien on odpowiadać obu stronom" - skomentował dziennik "Verdens Gang". Gazeta zwróciła się w jednym z artykułów do biegaczki: "Zapomnij o apelacji. Myśl o olimpiadzie!". "Aftenposten" stwierdził, że wymiar dyskwalifikacji oznacza, że Johaug "bez problemu zdąży na olimpiadę, a mogło być przecież o wiele gorzej". "Dagbladet" zwrócił uwagę, że prawo do apelacji ma nie tylko Johaug, lecz również "Antidoping Norge", Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) i Światowa Agencja Antydopingowa (WADA): "Musimy więc poczekać jeszcze dwa tygodnie".