Badanie przeprowadzono u Johaug we wrześniu, a wyniki pojawiły się na początku października. Przyczyną całego zamieszania rzekomo miał być krem, który zawodniczka stosowała na oparzenia warg. To właśnie ten medykament zawierał niedozwolone substancje. Jak napisano w oświadczeniu, wspomniany krem miał kupić podczas zgrupowania w ubiegłym miesiącu lekarz norweskiej kadry Fredrik Bendiksen we włoskiej aptece, bez świadomości, że znajduje się w niej zakazany steryd. Johaug miała go stosować przez około dwa tygodnie w pierwszej połowie września. Za ten błąd słynna norweska biegaczka może zapłacić bardzo wysoką karę. Grożą jej nawet dwa lata dyskwalifikacji. - Jestem zrozpaczona - oświadczyła zawodniczka, przyznając jednak, że zarzuty są niesprawiedliwe, bo nie stosowała dopingu. - Jestem oczywiście świadoma odpowiedzialności za leki, jakie biorę - dodała. Bendiksen wziął winę na siebie. - Biorę odpowiedzialność za to, że clostebol trafił do organizmu Therese Johaug przez to lekarstwo - podkreślił. Johaug to siedmiokrotna złota medalistka mistrzostw świata, mistrzyni olimpijska, dwukrotna triumfatorka Pucharu Świata i dwukrotna zwyciężczyni Tour de Ski. To kolejna afera w norweskich biegach narciarskich po skandalu związanym z rzekomą astmą i lekami na nią, którymi wspomagają się Norwegowie. W tym roku inny reprezentant Norwegii w biegach narciarskich Martin Johnsrud Sundby stracił zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata oraz w cyklu Tour de Ski z sezonu 2014/15 za to, że stosował wówczas w nieodpowiedni sposób lekarstwa na astmę. Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS) uznał, że zawodnik naruszył przepisy Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), choć winę wzięła na siebie NSF i poniosła finansowe konsekwencje. Sundby został też zawieszony na dwa miesiące.