Justyna Kowalczyk i Sylwia Jaśkowiec odebrały brązowe medale narciarskich mistrzostw świata w Falun za trzecie miejsce w sprincie drużynowym. "Zaczyna do mnie docierać, czego dokonałyśmy" - przyznała Jaśkowiec. Na podium zawodów tej rangi stanęła po raz pierwszy. "Jest fajnie, teraz dopiero zaczyna do mnie docierać, czego dokonałyśmy. Medal jest lekki, a tak trzeba było się napracować by go dostać. Kolor jest jak najbardziej satysfakcjonujący" - powiedziała Jaśkowiec. Polki uległy jedynie Norweżkom - Ingvild Flugstad Oestberg i Maiken Caspersen Falli oraz Szwedkom - Idzie Ingemarsdotter i Stinie Nilsson. "Z dzisiejszego dnia zapamiętam przede wszystkim emocjonującą walkę do końca. Motywacji do dalszej pracy na pewno mi nie zabraknie" - dodała niespełna 29-letnia zawodniczka. Kowalczyk w tego typu ceremoniach jest znacznie bardziej doświadczona. Charakterystyczny medal w kształcie płatka śniegu odebrała po raz ósmy. W dorobku ma dwa złote oraz po trzy srebrne i brązowe. "Wszystkie są takie same, ładne, cenne, wartościowe. Wiele osób nie ma świadomości, że my walczymy dla całej drużyny, o jej przyszłość. O to by nasz trener, czy serwismeni mieli normalne wynagrodzenie" - podkreśliła dwukrotna mistrzyni olimpijska. Maciej Staręga, który w parze z Maciejem Kreczmerem w analogicznych zawodach zajął ósme miejsce, zapowiadał, że polska drużyna sukces będzie świętowała przy grillu. "Właśnie palą, a my musimy tu odpowiadać na pytania. Jeśli chodzi o nas, to świętowania szczególnego nie będzie. Jesteśmy bardzo zmęczone. Ostatnio miałam problemy z regeneracją, więc do niej też muszę się przyłożyć" - powiedziała Kowalczyk. Z Falun - Wojciech Kruk-Pielesiak