Powodem są zasady norweskiego komitetu olimpijskiego, który nigdy nie przyznaje premii za zdobyte medale. Nie wypłaca ich również federacja narciarska NSF, uważając że trofea i tak są bardzo dużo warte dla ich zdobywców w formie kontraktów reklamowych i sponsorskich, których wysokość zależy od wyników. "Nie przewidujemy żadnych premii za medale, ponieważ nasi reprezentanci mają i tak bardzo dobrą sytuację finansową" - podkreślił dyrektor handlowy NSF Bernt Halvar Olderskog. "Każdy członek kadry A otrzymuje stałą pensję w wysokości co najmniej 200 tysięcy koron (100 tys. złotych) rocznie, a w przypadku najlepszych 4-5 osób, w tym Marit Bjoergen, Therese Johaug i Pettera Northuga, jest to 450 tys. koron (225 tys. zł) rocznie. Jedyne nagrody, które mamy to premie za aktywność, które zależą od ilości miejsc na podium podczas całego sezonu i ich łączna pula wynosi 500 tys. koron (250 tys. zł)" - wyjaśnił. NSF posiada budżet na obecny sezon w wysokości 60 milionów koron (30 mln złotych). Prawie cała suma pochodzi od sponsorów reprezentacji, która liczy 23 zawodników i zawodniczek. Ich pensje wynoszą łącznie ok. 7 milionów koron (3,5 mln zł). Szwedzki komitet olimpijski również nie przydziela żadnych premii za medale, lecz robią to federacje. Szwedkom obiecano 200 tysięcy koron (100 tys. zł) za złoty medal, 60 tysięcy (30 tys.) za srebrny i 30 tysięcy (15 tys. zł) za brązowy. Norwegia w historii zimowych igrzysk olimpijskich zdobyła w sumie 303 medale w tym 107 złotych, 106 srebrnych i 90 brązowych. "Aż strach pomyśleć o sumie premii, gdyby były wypłacane naszym olimpijczykom. Szwedom się nie dziwię. Mają znacznie mniejsze szanse na medale niż my, więc mogą obiecywać" - skomentował Olderskog.