- Tutaj, na dużej wysokości (bieg rozgrywany na ok. 1400 m n.p.m.), organizm bardzo szybko ulega maksymalnemu zmęczeniu. Po takich ciężkich interwałach, kiedy biegniemy kilka minut i potem są przerwy, w mgnieniu oka puchną nogi i ręce. Na prostej, gdzie rywalki dokładały, ja "pływałam" w skrajnym zmęczeniu - powiedziała Jaśkowiec. Polska zawodniczka bardzo dobrze czuje się w technice łyżwowej, ma w dorobku podium Pucharu Świata, ale środowy sprint na igrzyskach rozgrywany był "klasykiem". - Nie wiedziałam, że z wysiłku tak bardzo może boleć głowa. Na ostatnim podbiegu w finale odcięło mi "prąd". Straciłam tam cenne sekundy do Szwedki (Stina Nilsson) i Niemki (Denise Herrmann). W eliminacjach wielką pracę wykonała Justyna, dzięki której uzyskałyśmy bezpośredni awans z drugiej pozycji. Szacunek dla niej - stwierdziła. W finale Jaśkowiec zaczęła nieźle, trzymała się czołówki. To co ona straciła, odrabiała Kowalczyk. Ostatni odcinek pięciokrotna medalistka olimpijska rozpoczęła ze stratą 10 s do medalowej lokaty. Krążka jednak nie udało się wywalczyć. - Zadowolona jestem z pierwszej zmiany, kiedy złapałam kontakt z konkurentkami. Na drugiej robiłam co mogłam, a na trzeciej to już żywioł. Po kwalifikacjach miałam obraz tego, co nas czeka w finale. Gdzieś tam czułam zapach medalu, informacje, które otrzymywałam na trasie były krzepiące, ale w pewnym momencie człowiek już nie może, a sekundy uciekają. To najbardziej rozczarowujące po biegu - dodała. W przerwie pomiędzy rundami biegaczki próbują się zregenerować, z kolei mnóstwo pracy mają serwismeni zajmujący się nartami. - Niektóre zawodniczki kręcą na rowerkach stacjonarnych, my w tym czasie truchtamy, jest troszkę masowania i trzeba wracać na trasę - przyznała Jaśkowiec. Obie Polki uznały piąte miejsce za świetny wynik. Żartowały, że dobrze byłoby wprowadzić team sprint z obydwoma stylami - klasycznym dla Kowalczyk i dowolnym dla Jaśkowiec. - Justyna czuje się mocna w tej technice, to było widać na podbiegach, kiedy fantastycznie odrabiała moje straty. Mnie pozostaje ciężko popracować nad tym stylem, choć już dziś finał dał mi nadzieję, że go "załapię" - powiedziała Jaśkowiec. Do Soczi przyjechało pięć polskich biegaczek. W sobotę cztery z nich będą rywalizować na 30 km techniką "łyżwową". Pewna występu jest Kowalczyk, a o uczestnictwie w zawodach ze startu wspólnego marzy też Jaśkowiec. Po dobrych startach w sztafecie i sprincie drużynowym, liczy na udane zakończenie igrzysk. Z Soczi - Radosław Gielo