"Każdy może i powinien marzyć, ponieważ marzenia często się spełniają. Jeżeli jednak nie istnieją w głowie, to trudno jest wygrywać. Pojadę do Kanady by walczyć o sześć olimpijskich medali. W każdej konkurencji chcę być na podium" - powiedziała Saarinen, która w ostatnich mistrzostwach świata, w lutym w Libercu, wywalczyła trzy złote medale i jeden brązowy. 30-letnia zawodniczka jest w Finlandii celebrytką medialną, lecz jak podkreśla, prowadzi zwykłe, codzienne życie jak kiedyś. "Wcale nie uważam się za sławną osobę. Po prostu robię to, co lubię i w czym jestem dobra. Bardzo mi pomagają - moja siostra bliźniaczka Maija oraz mąż Tom Gustafsson. Grał w reprezentacji kraju w koszykówce więc świetnie rozumie zmiany formy fizycznej i psychicznej u sportowca. Oni są moim aparatem pomocniczym i razem pracujemy nad uzyskaniem najwyższej formy podczas igrzysk w Vancouver" - wspomniała Saarinen. Przyznała, że ze startów w Libercu wyciągnęła wnioski i całe lato pracowała nad poprawą najsłabszych punktów - biegu łyżwą oraz odpychania się dwoma kijkami jednocześnie. "Ostatnia prosta na Whistler Ski Stadium jest bardzo długa. Medale zdobędą te biegaczki, które wytrzymają najdłużej i będą miały najwięcej siły właśnie w rękach" - uważa Finka. "Po ciężkich obozach w lecie oraz jesienią jestem przemęczona i na razie nie mam jeszcze szybkości, ale ona przyjdzie w odpowiednim czasie" - wyraziła nadzieję Saarinen, która ukończyła fińską premierę sezonu, bieg na 10 kilometrów w Olos w Laponii, na 21. miejscu. "Nie byłam po biegu bardzo zmęczona i nie miałam kłopotu z oddechem, tylko po prostu nie byłam w stanie biec szybciej. Oceniam jednak przygotowania do sezonu jako udane i ostatnim treningiem był właśnie bieg w Olos. Celem jest szczyt formy w lutym" - podkreśliła Saarinen.