Pracuje nocą, by latać w dzień. Właśnie pobił rekord. Dokonał tego jako pierwszy Polak
Kiedyś był nieźle zapowiadającym się biegaczem narciarskim. W młodszych kategoriach wiekowych Mateusz Siatka zdobywał medale mistrzostw Polski. W juniorach sięgnął po złoto, wygrywając z samym Dominikiem Burym. Teraz nocami pracuje, by w dzień móc latać. I do tego bije rekordy. Kilka dni temu jako pierwszy Polak w historii przeleciał na paralotni ponad 500 kilometrów. By pobić krajowy rekord, wybrał się do Brazylii.

W skrócie
- Mateusz Siatka porzucił obiecującą karierę w biegach narciarskich na rzecz paralotniarstwa, które stało się jego największą pasją.
- Jako pierwszy Polak w historii przeleciał na paralotni ponad 500 kilometrów, bijąc rekord Polski podczas lotu w Brazylii.
- Swoje życie podporządkował lataniu, pracując nocą jako kierowca, aby w ciągu dnia móc realizować swoje marzenia i latać w Beskidzie Wyspowym.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Mateusz Siatka przez lata był zawodnikiem klubu, który teraz nazywa się LKS Markam Wiśniowa-Osieczany. 28-latek pochodzi właśnie z Wiśniowej i tam stawiał swoje pierwsze kroki w biegach narciarskich u Anny Bubuli.
Jako młodzik, a potem junior młodszy był czołowym zawodnikiem w kraju. Sięgał po medale mistrzostw Polski. Był nawet mistrzem Polski juniorów C, wygrywając z Dominikiem Burym. Biegi narciarskie trenował przez dziewięć lat i poszedł nawet do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. Tę jednak porzucił po trzech miesiącach na rzecz swojej wielkiej miłości - paralotniarstwa.
Rewolucja w Polskim Związku Narciarskim. Wizjoner nowym dyrektorem, jego pomysł już wykorzystała FIS
Porzucił biegi narciarstwie dla paralotni. W Zakopanem nie miał gdzie latać
To jednocześnie sport i forma rekreacji, polegająca na lataniu przy użyciu paralotni. Nie ma tu żadnego silnika, a pilot jest zawieszony w uprzęży pod skrzydłem wykonanym z tkaniny. W Beskidzie Wyspowym, gdy tylko sprzyja aura, to często można spotkać właśnie dziesiątki paralotniarzy. Jedno ze startowisk mają na Cietniu, pod którym leży właśnie Wiśniowa.
Siatka od dziecka miał styczność z paralotniarstwem, bo od 2004 roku latał jego tata. Miał zatem kilka lat, kiedy zapoznał się z tym sportem.
- Od 16. roku życia zaczynałem sam latać i coraz bardziej mnie to kręciło. Biegi poszły na drugi plan. Chyba zdecydowało to, że wolałem zostać na miejscu, gdzie miałem znakomite warunki do latania, bo Beskid Wyspowy idealnie się nadaje do paralotniarstwa. W Zakopanem nie mogłem tego robić, stąd taka decyzja, choć w biegach nie szło mi najgorzej - opowiadał Siatka w rozmowie z Interia Sport.
Przez prawie dziesięć godzin przeleciał 561,99 km. Żaden Polak tego nie dokonał
W paralotniarstwie został do dzisiaj. Kilka dni temu w Brazylii poprawił rekord Polski w długości lotu. Jako pierwszy Polak przekroczył granicę 500 kilometrów. To nie jest jego pierwszy duży sukces.
- Trzy lata temu pokonałem w Polsce barierę 400 kilometrów. Poleciałem wówczas z Białegostoku aż pod Poznań. Nikt wcześniej tego nie dokonał w naszym kraju. Ten mój rekord przetrwał wówczas trzy tygodnie, bo pobił go Łukasz Prokop - mówił 28-latek.
Rekord Polski w długości lotu wynosił do tej pory 480 km. Miał on siedem lat. Został pobity w Brazylii. Siatka zatem udał się do Ameryki Południowej, by poprawić ten wynik.
- Spędziłem w Brazylii dwa tygodnie. To bardzo krótko, bo tam jest bardzo trudno trafić na dobre warunki. Rekord pobiłem ostatniego dnia - chwalił się Siatka.
Rekord Polski, który należy teraz do niego, wynosi obecnie 561,99 km. Ten dystans przeleciał w linii prostej w czasie dziewięciu godzin i 50 minut. Licząc jednak cały kilometraż, jaki zrobił tego dnia, to były 634 km.
- Początkowo kompletnie nie mogłem rozszyfrować warunków, jakie tam panowały. Wieje tam bowiem bardzo silny wiatr i z początkiem dnia lata się bardzo nisko, a trzeba wystartować bardzo wcześnie, by można było polecieć jak najdalej. Tyle że rano są bardzo słabe noszenia i można bardzo wcześnie wylądować. Tymczasem w Brazylii mało jest bezpiecznych lądowisk. Tam są jednak najlepsze warunki z idealnymi chmurami i noszeniami do dalekich lotów - opowiadał.
Jak się okazuje, na dzień przed wylotem do Polski, warunki zaczęły sprzyjać dalekiemu lataniu. Nie obyło się jednak bez przygód.
Chciałem wystartować o godz. 7.15, ale gdy mnie podpinano do samochodu, który miał mnie wyciągnąć na linie w górę, wiatr porwał obsłudze linę. Za drugim razem wypiął mi się wyczep. Straciłem wiele cennych minut, a do tego za mną robiła się kolejka. Kolejna próba i tym razem porwał mnie wiatr. Przeciągnął mnie po asfalcie około 30 metrów. Wpadłem w ludzi z obsługi. Jedna z osób miała nawet chyba złamane żebra. Z rozbitą nogą podszedłem jednak do jeszcze jednej próby startu i tym razem się udało
Rekord świata w długości lotu na paralotni wynosi 613 km i został ustanowiony przez Sebastiena Kayrouza 19 czerwca 2021 roku w Teksasie, co - jak przyznał Siatka - jest niespodzianką.
Latanie na paralotni męczy psychicznie
W Beskidzie Wyspowym, w którym najczęściej lata, można jednego dnia przelecieć ponad 250 km. W tym roku Siatka w tym rejonie ustanowił rekord trasy zamkniętej.
- Wtedy poleciałem z Kasiny Wielkiej do Skomielnej Białej, a stamtąd za Nowy Sącz, a następnie za Tarnów. I wróciłem się do Kasiny Wielkiej. Zrobiłem wówczas 173 kilometry. W paralotniarstwie właśnie chodzi o to, by latać na samych prądach powietrznych. Trzeba wiedzieć, z jakiego miejsca się one odrywają. Człowiek w trakcie takiego lotu jest bardziej zmęczony psychicznie niż fizycznie od tego, że non stop musi się koncentrować na obserwowaniu terenu. Patrzę zatem na chmury, ale też na to, jak zachowują się ptaki. Komin termiczny jest w stanie zagwarantować nam nawet wydech w traktorze. W pewnym momencie powietrze się odrywa i my - jak ptaki, czy szybowce - krążymy w nim - powiedział Siatka.
Obecnie jest on zrzeszony w Żywiec Air Team. Jest też wiceprezesem Stowarzyszenia Paralotniarzy Beskidu Wyspowego. Niestety bicie rekordów nie wiąże się z żadnymi apanażami.
Wszystko dla własnej satysfakcji i z własnej kieszeni. Bardzo trudno w tym sporcie o sponsorów, choć ci na pewno by się przydali, bo jednak sam sprzęt paralotniarski w moim wypadku to koszt ponad 30 tysięcy złotych. Oczywiście na początku, kiedy człowiek się uczy, to nie kupuje się nowego sprzętu, tylko używany, bo łatwo o kolizję z drzewem. Zresztą paralotniarze dzielą się na tych, co już byli na drzewie i na tych, którzy dopiero na nim będą. Ja już mam na koncie trzy drzewa
Potrzeby fizjologiczne problemem. "Głowa długo na to nie pozwalała"
Całość sprzętu waży około 26 kilogramów. W Beskidzie Wyspowym wchodzi się z nim na szczyt albo wjeżdża na startowiska, jeśli jest taka możliwość.
Wielogodzinne loty, jak ten rekordowy w Brazylii, wymagają też zabrania ze sobą wody i przekąsek.
- Minimum trzeba mieć ze sobą dwa litry wody, żeby się nie odwodnić. Trzeba wziąć batona, banana i czekoladę. Podtrzymywanie odpowiedniego poziomu cukru jest ważne dla koncentracji - mówił Siatka.
Loty, które trwają po kilka lub kilkanaście godzin, mogą też sprawić problem z fizjologią. Jak zatem radzą sobie paralotniarze?
Faceci zakładają cewniki zewnętrzne. Do tego zakładamy rurkę i wszystko puszczamy nogawką. Można zatem normalnie oddawać mocz w powietrzu. Niektórzy z kolei zakładają pampersy. W zależności od tego, co kto preferuje. Nie ukrywam, że nie jest to prosta sprawa. Głowa długo nie pozwalała na to, by wysikać się w powietrzu. Grubszą sprawę załatwia się o poranku. Latam już tyle lat, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żebym musiał przez to lądować. W Brazylii, w czasie tego rekordowego lotu, nie dość że zgubiłem rurkę od cewnika, to na dodatek skończyły mi się cewniki. Poleciałem zatem bez tego i wytrzymałem te prawie dziesięć godzin, a przecież wypiłem dwa litry wody i do tego zjadłem dwa batony i dwie czekolady
Pracuje w nocy, by móc latać. To całe jego życie
By móc latać w ciągu dnia, wybrał sobie nocną pracę. Jest kierowcą w jednej z myślenickich piekarni. Jeździ od trzeciej godziny w nocy do godzin porannych. Poza tym dorabia jako pilot tandemowy. Lata z pasażerami w Beskidzie Wyspowym.
- Jeśli warunki na to pozwalają, to latamy codziennie. Wszystko zatem układam sobie pod latanie - powiedział paralotniarz, który obecnie mieszka w Bieńkówce.
Lot z rekordzistą Polski kosztuje 400 złotych i trwa - w zależności od warunków - od sześciu do 25 minut. Na niektóre startowiska jest możliwość wjazdu terenówką i to kolejne 50 zł, a za filmowanie z góry kolejne 50 zł. Pełny pakiet zamyka się w zatem w 500 zł.
- Ludzie kupują często takie loty. W sezonie robi się wiele kursów - przyznał.
Nad górą Ciecień, gdzie jest jedno ze startowisk, w weekendy widać wielu paralotniarzy. Siatka zdradza, że bywa nawet 50 paralotni w jednym czasie w powietrzu.
- Podobnie, jak na drodze tak i w powietrzu, mamy pewne zasady, których należy się trzymać, by było bezpiecznie przy takim natężeniu lotów. Do tego trzeba mieć też zaufanie do pozostałych pilotów. Nie można robić z siebie kozaka w powietrzu. W Beskidzie Wyspowym na przestrzeni ostatnich lat była może jedna albo dwie takie sytuacje, że ktoś na siebie wleciał. Raczej jednak paralotnia jest bezpieczna - mówił.
W paralotniarstwie, które jest sportem, można latać nie tylko na dystansach, ale też są zawody, w których grupy pilotów ścigają się ze sobą. Są normalne mistrzowskie imprezy, ale też Puchary Świata.
Zobacz również:














