Polka była mistrzynią świata, ale przyszedł kryzys. "Straciłyśmy kilka lat"
Były nastolatkami, kiedy wydawało się, że podbiją świat biegów narciarskich. Monika Skinder i Izabela Marcisz przebiły wyniki Justyny Kowalczyk w młodszych kategoriach wiekowych. Wygrywały mistrzostwa świata juniorów i młodzieżowe mistrzostwa świata. Nigdy jednak nie zapisały większych sukcesów w seniorskim sporcie. - Straciłyśmy kilka dobrych lat - zauważyła 24-letnia Marcisz.

Monika Skinder i Izabela Marcisz mają już za sobą pierwszy występ w mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w Trondheim. Żadnej z nich nie udało się przebrnąć kwalifikacji w sprincie techniką dowolną.
Skinder była 38., a Marcisz 49. Dla tej pierwszej to była szansa na najlepszy wynik. Druga ma jeszcze szansę w biegach dystansowych.
Izabela Marcisz: zapowiadało się bardzo dobrze, ale przyszła katastrofa
Tomasz Kalemba, Interia Sport: Dla ciebie to już czwarte mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym, a jeszcze nie masz 25 lat. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że ty i Monika Skinder niebawem będziecie w światowej czołówce. Przywoziłyście medale mistrzostw świata juniorów i młodzieżowców. Wciąż jednak trudno wam o walkę z najlepszymi. Ty po ostatnim sezonie zdecydowałaś się na treningi w Szwecji. Za tobą kilka miesięcy pracy w nowej konfiguracji. Czujesz, że idziesz do przodu?
Izabela Marcisz: - Na pewno razem z Moniką straciłyśmy kilka dobrych lat. Trzeba to przyznać otwarcie i szczerze. Zapowiadało się bardzo dobrze, a potem przyszła katastrofa. Dopiero od kilku miesięcy próbuję coś zrobić ze swoim sportowym życiem. Zdecydowałam się na treningi ze szwedzkim trenerem. I widzę już progres. Wprawdzie w kwalifikacjach sprintu techniką dowolną byłam dopiero 49., ale to nie był dla mnie główny start. Bardziej nastawiam się bowiem na dystans. Nie ukrywam, że trasa w Trondheim dawała mi nadzieję na to, że mogę awansować do ćwierćfinału. Ma ona bowiem profil pod biegi dystansowe. Nie ukrywam, że potrzebuję startów (w ciągu dwóch ostatnich sezonów Marcisz wystąpiła tylko w sześć weekendów w Pucharze Świata - przyp. TK), dlatego zdecydowałam się na występ w sprincie. Dla mnie i trenera celem są jednak zimowe igrzyska olimpijskie w przyszłym roku. Powoli wracam do zdrowia i swojego poziomu. Wróciła też chęć do startów, bo różnie z tym bywało.
Jestem fighterką i będę walczyła. Zaparłam się, by wrócić na wysoki poziom. To wszystko z pomocą przyjaciela i rodziny. Dzięki nim miałam możliwość, by cokolwiek w swoim życiu zmienić. Aż mi się głos łamie, jak o tym mówię. Jestem szczęśliwa z tego powodu, że znowu podjęłam rękawicę
Jak nie idzie, to pojawia się strach przed tym, co spotka nas na trasie. Są też chwile zwątpienia.
- W ubiegłym sezonie bardzo dostałyśmy po głowie. Czułam się fatalnie. Poprzednia zima była zdecydowanie najgorszą w mojej karierze. Dlatego doceniam każdy dzień startów w Trondheim. Jestem głodna tych startów w tym sezonie. Jeszcze kilkanaście dni temu byłam chora, ale liczę, że pokaże swój poziom w tych mistrzostwach świata, choć - jak wspomniałam - celem są igrzyska. W tym roku muszę zbudować porządną bazę pod nie.
Wciąż wierzysz w to, że uda się dogonić światową czołówkę?
- Oczywiście, że tak. W Pucharze Świata w Lillehammer wróciłam do "30" (po raz pierwszy od trzech w biegu dystansowym - przyp. TK) na 10 kilometrów "łyżwą", który jest moim konikiem. Niestety w czasie mistrzostw świata będziemy biegać ten dystans "klasykiem". To jednak nie jest żadna wymówka. Od pewnego czasu dużo pracuję nad "klasykiem", który jest moją słabszą stroną. Jestem fighterką i będę walczyła. Zaparłam się, by wrócić na wysoki poziom. To wszystko z pomocą przyjaciela i rodziny. Dzięki nim miałam możliwość, by cokolwiek w swoim życiu zmienić. Aż mi się głos łamie, jak o tym mówię. Jestem szczęśliwa z tego powodu, że znowu podjęłam rękawicę.
Niedawno trener Aleksander Wierietielny mówił w rozmowie z TVP Sport o tym, że polscy biegacze narciarscy za mało trenują i że ich interesuje tylko wyjazd na zgrupowanie do dobrego hotelu. Zgadzasz się z tym?
- Nie będę podważać zdania trenera Aleksandra. To wielki trener z niesamowitymi sukcesami na koncie. Byłby to zatem nietaktem, gdybym podważała jego zdanie. Na pewno baza tlenowa i to, by wyrabiać godziny treningowe, jest bardzo ważne. Teraz jednak kluczem jest to, że praca musi być ukierunkowana. Trzeba solidnie szlifować technikę i detale, które mogą cię ukierunkować jako zawodnika. Na pewno bardzo ważne jest to, jaką masz bazę wypracowaną, jako zawodnik. To wszystko jest trudne, bo musimy łączyć życie prywatne z zawodowym i to nie jest tylko jeżdżenie po hotelach. Każdy taki wyjazd jest naprawdę bardzo męczący i nie wiem, czy tu akurat jest czego zazdrościć sportowcom.
W Trondheim - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport
Zobacz również:
- To będzie najlepszy występ Polki w historii mistrzostwa świata? Tym skokiem dała nadzieje
- Wpadka Polki, ale książę bił jej brawo. Austriacy pomagają jej w PŚ. "Gdyby nie to, nie byłoby mnie w Trondheim"
- 21-letnie bliźniaczki ograły faworytkę. Niesamowite siostry zdobyły dwa medale MŚ
- Polacy nigdy nie wystąpili w Pucharze Świata, teraz zadebiutowali w mistrzostwach świata


