Staręga specjalizuje się w sprincie techniką dowolną. Z wielkimi nadziejami jechał w 2014 roku na igrzyska do Soczi, ale upadek w eliminacjach przekreślił szanse na dobry rezultat. Na powetowanie niepowodzenia musiał czekać trzy lata, ponieważ ta konkurencja na wielkich imprezach rozgrywana jest rotacyjnie - raz "łyżwą", raz techniką klasyczną. W mistrzostwach świata w Lahti osiągnął najlepszy wyniki w karierze - zajął ósme miejsce. Do Seefeld przyjechał z nadziejami, ale w swojej koronnej konkurencji nie przebrnął eliminacji, a razem z Dominikiem Burym w sprincie drużynowym techniką klasyczną zostali sklasyfikowani na 18. pozycji. - W Lahti byłem w świetnej formie, bardzo dobrze mi się biegało. Tutaj nie trafiliśmy z przygotowaniem. Zastanawialiśmy się z trenerem, że może za późno zjechaliśmy z obozu wysokogórskiego. Takich przygotowań jeszcze nie mieliśmy. Myśleliśmy, że to pomoże, a wyszło gorzej - powiedział Staręga. - Na błędach człowiek się najlepiej uczy. Mam nadzieję, że ich limit wyczerpałem. Będę żył taką nadzieja, bo jeszcze chcę trochę pobiegać. Szczerze mówiąc niewiele z tego mam, ale mnie to cieszy - dodał. Kolejną okazję na start w wielkiej imprezie w sprincie "łyżwą" będzie miał dopiero w 2022 roku na igrzyskach w Pekinie. - Start w Pekinie jest w planach, choć oczywiście wiele może się zdarzyć. Chcę dotrwać do igrzysk, tam dać z siebie wszystko i postaram się udowodnić, że jednak można zrobić wynik - zapowiedział. Staręga chciałby też być pewnym drogowskazem dla młodych narciarzy. Problemem jest jednak to, że tych w Polsce nie ma wielu. - Na ten moment nie widzę dobrze rokujących młodych zawodników. Może się jeszcze pojawią? - zastanawiał się Bury. Dla kobiecej kadry styczniowe mistrzostwa świata juniorów wypadły obiecująco. W sprincie srebrny medal wywalczyła Monika Skinder. Natomiast w przypadku chłopców najlepszym wynikiem była 52. pozycja Dawida Damiana na 10 km. Mizerię w męskich szeregach ilustruje też fakt, że do Seefeld wysłano trzech zawodników i tym samym zabraknie sztafety. - Prawda jest taka, że trzeba mieć czterech naprawdę solidnych facetów, żeby uciec przed zdublowaniem i ukończyć zawody. Moim zdaniem na dystansach nie mamy nawet jednego biegacza na takim poziomie - przyznał krytycznie Bury. W sobotę przed zdublowaniem w biegu łączonym na 30 km nie uchronił się jego brat Kamil. W Austrii Polakom pozostała już tylko rywalizacja w środowym biegu na 15 km techniką klasyczną. Startu na wieńczącym imprezę królewskim dystansie 50 km trudno oczekiwać. Z Seefeld - Wojciech Kruk-Pielesiak