Na MŚ w niemieckim Oberwiesenthal polska sztafeta biegła w składzie: Karolina Kaleta, Monika Skinder, Magdalena Kobielusz oraz Izabela Marcisz. Na mecie Polki wyprzedziły o 10,2 s Niemki. Na trzecim miejscu przybiegły Szwajcarki ze stratą 47,3 s. Po biegu okazało się, że Polki i Niemki pomyliły się i w końcówce pobiegły po krótszej pętli. W związku z tym oba zespoły zostały zdyskwalifikowane. Mistrzyniami świata zostały więc Szwajcarki. W polskiej ekipie żal, bo "Biało-Czerwonym" z powodu dyskwalifikacji przeszedł koło nosa nie tylko złoty, ale jakikolwiek medal w sztafecie. Opiekunka naszych młodych talentów Justyna Kowalczyk ma duże zastrzeżenia do organizatorów biegu sztafetowego, co wyraziła w emocjonalnym wpisie w mediach społecznościowych. "Mieliśmy na tych mistrzostwach mnóstwo nakazów. Kary są za każdy krok w złą stonę. A jaka jest kara za nieprzygotowanie trasy do rywalizacji?" - napisała Kowalczyk. "Jak to możliwe, żeby zawodnik mógł pobiec w inną stronę? Dlaczego rozjazd nie był zagrodzony? Zawodnik może być zdenerwowany, może mu okularki śnieg zasypać, może być zmęczony - trasa ma być oznaczona!!!" - stanowczo reaguje nasza wielka mistrzyni biegów narciarskich. "Gdzie był delegat techniczny? Kamerował na podbiegu tych trenerów (mnie też) i rodziców, którzy podbiegali z zawodnikami. Za to są kary pieniężne. To było dziś dla niego najważniejsze. Moje dziewczęta zostały zdyskwalifikowane i płaczą teraz, a jury? Miłego wieczoru!" - zakończyła mocny wpis Justyna Kowalczyk. WS