Solano wystarczyło kilka sekund środowego biegu na 10 km, by zwrócić na siebie uwagę kibiców z całego świata. Już przy wyjeździe Wenezuelczyk stracił równowagę i musiał ratować się przed upadkiem. Niespotykanych na profesjonalnych zawodach scen kibice oglądali więcej: narciarz co chwilę zaliczał wywrotki, łamał kijki, a podczas podbiegu nagle zabrakło mu sił i... zaczął zjeżdżać w dół. Nie potrafił nawet w odpowiedni sposób założyć kijów narciarskich, w czym musiały mu pomóc służby porządkowe. Biegu na 10 km Solano nie ukończył. Zrezygnował po przebiegnięciu połowy dystansu, a z trasy schodził żegnany owacjami publiczności, której zapewnił nie lada atrakcję. Udało mu się ukończyć za to kwalifikacje sprintu, podczas których zajął ostatnie 156. miejsce. Do Siergieja Ustiugowa, który ukończył je z najlepszym czasem, stracił ponad dziesięć minut, co oznacza, że biegł ponad cztery razy dłużej od Rosjanina! Co ciekawe, przedostatnie miejsce zajął inny Wenezuelczyk Donato Agostinelli, lecz pokonał trasę niemal dwukrotnie szybciej od Solano. Okazuje się jednak, że kuriozalne występy narciarza są jedynie finałem niezwykłej historii Wenezuelczyka. Jeszcze przed mistrzostwami sportowiec miał przez miesiąc przygotować się do startu w Szwecji. Miał, bo podczas przesiadki w Paryżu zatrzymali go pracownicy lotniska, którzy wzięli go za nielegalnego imigranta, a nawet sugerowali, że Solano jest terrorystą. W jego sprawie interweniowała nawet wenezuelska służba dyplomatyczna, dzięki której odzyskał wolność. Ponieważ lot do Szwecji dawno już się odbył, 22-latek wrócił do Wenezueli i wydawało się, że temat jego startu na mistrzostwach upadł bezpowrotnie. Wtedy z pomocą przyszli przyjaciele Solano, którzy... ufundowali mu bilet na mistrzostwa. Do Lahti dotarł bez jakichkolwiek umiejętności jazdy na nartach. WG