Norweska biegaczka narciarska w Polsce znana jest przede wszystkim z zaciętych pojedynków z Justyną Kowalczyk. To właśnie one walczyły między sobą w najlepszych latach swoich karier, tocząc bój o najwyższe sportowe laury. Teraz gdy obie postanowiły zakończyć swoje kariery sportowe, życie każdej z nich wciąż budzi ogromne zainteresowanie kibiców. Młode mamy, choć nie biją się już o olimpijskie medale, nadal są bliskie sercom swoich fanów, pozostając jednak cały czas blisko sportu. Dokładnie 12 października swoją oficjalną premierę będzie miała książka biograficzna o Marit Bjoergen, autorstwa Ingerid Stenvold. Ośmiokrotna mistrzyni olimpijska w recenzji książki opisana została jako przeciwieństwo Petera Northuga - również utytułowanego norweskiego biegacza narciarskiego. Autorka książki postarała się jednak, aby poruszyć wątki z życia Bjoergen, które mogłyby nadszarpnąć wizerunek sportsmenki jako tej, która ucieka od skandali i od blasków fleszy woli rodzinne kąty. Czy ten zabieg się powiódł? Afera dopingowa z udziałem Marit Bjoergen Wciąż mówią na nią "królowa nart". Wedle spostrzeżeń autorki, słynna biegaczka pomimo swojej ogromnej siły fizycznej, w środku jest raczej łagodnego usposobienia. Nie jest specjalnie rozmowna, ale słucha się jej z zaciekawieniem. Historia rywalki Kowalczyk opowiedziana została chronologicznie. Są zatem fragmenty o jej młodości i dorastaniu, a dopiero później wielka kariera ze wzlotami i upadkami. Tak jak pewien okres w 2017 roku tuż po mistrzostwach świata w Lahti. To wtedy do jej kolekcji dołączyły cztery kolejne złote medale światowego czempionatu. Łącznie ma ich w tym samym kolorze aż osiemnaście. Wówczas test dopingowy rzucił na Bjoergen cień podejrzenia. W jej organizmie miały zostać wykryte substancje niedozwolone. Słynna sportsmenka dobrze wiedziała, co się stanie, jeśli nikt jej nie uwierzy. W recenzji książki czytamy o reakcji na wiadomość o teście. Miała wówczas wpaść w panikę, zacząć płakać i mieć trudności ze złapaniem oddechu. Na to, czy zostanie oczyszczona z zarzutów, musiała czekać dwa tygodnie. W tym czasie nie było mowy o śnie, pojawiały się mdłości. Cała jej kariera wisiała na włosku, będąc zależną od jednego wyroku. Nie pomagały nawet zapewnienia sztabu szkoleniowego, że czasami tak po prostu bywa. Wkrótce potem okazało się, że wszystko przez preparat, służący do zmiany cyklu miesiączkowego, który jest powszechnie stosowany przez zawodniczki. Słowo "doping" często zresztą przewijało się w czasie jej kariery. Niektórzy kibice jej liczne sukcesy wiązali ze stosowaniem niedozwolonych środków. Nie pomagała również astma, na którą cierpi Bjoergen. Biegi narciarskie i siłaczka Bjoergen Do dzisiaj w Polsce Marit Bjoergen kojarzona jest ze słynnym zdjęciem u boku Therese Johaug. Nawet szukając informacji na jej temat, w wyszukiwarce najpewniej pojawią się najpierw hasła związane z umięśnioną ręką słynnej biegaczki. W książce znajduje się fragment o jej powątpiewaniu w swoją kobiecość. "Czy jestem wystarczająco kobieca?" - miała pytać sportsmenka. To był najtrudniejszy okres w jej karierze. 168 centymetrów wzrostu i 70 kilogramów, a przy tym muskularne ciało, kojarzone z dopingiem. Niektóre fragmenty traktują o tamtym okresie sportsmenki, w którym umięśnione ciało było dla niej ciężarem. Poruszone zostały również bardzo aktualne problemy w dyscyplinie, jak kwestia wagi oraz zaburzeń odżywiania. Biografia Marit Bjoergen od wtorku będzie dostępna w norweskich księgarniach. Nie wiadomo jeszcze, czy doczekamy się polskiego tłumaczenia. AB