Najbliższe zawody odbędą się w środę w Sztokholmie. W stolicy Szwecji zawodniczki będą rywalizować w sprincie. Trudno spodziewać się, żeby Kowalczyk odrobiła w tej konkurencji straty do Majdić. Słowenka jest bowiem specjalistką od sprintów. Decydujące zawody odbędą się w Falun, gdzie Kowalczyk jeszcze nigdy nie stała na podium. "Po igrzyskach w Turynie byłam bliska wygranej, ale na końcowych metrach spadłam na czwarte miejsce. Dwa lata temu byłam dopiero 27., bo za szybko poleciałam w stylu klasycznym i potem umierałam drepcząc łyżwą. Przed rokiem też biegłam za nerwowo i byłam ósma. Pora pokazać, że potrafię rozsądnie rozgrywać walkę" - powiedziała Kowalczyk w "Przeglądzie Sportowym". Pierwszą konkurencją w Falun będzie prolog na 2.5 km techniką dowolną. "To ostry podbieg. Gdyby tam była meta, wygrałabym. Tyle że potem jest jeszcze równie pionowy zjazd z dwoma miejscami, gdzie trzeba wykonać skok. A ja nie jestem Adamem Małyszem. Po jednym ze skoków od razu jest ostry zakręt. Łatwo tam będzie o upadek" - stwierdziła dwukrotna mistrzyni świata z Liberca. "Nie robię sobie nadmiernych nadziei, ale też nie zamierzam odpuszczać. Jestem w dobrej formie, więc trzeba walczyć do końca. Pobiegnę na luzie, a wtedy wszystko może się zdarzyć" - zakończyła Kowalczyk.