"Nie mogę być zadowolona ze startu w Kuusamo, bo nie mam ku temu powodów. No może 5 kilometrów łyżwą było całkiem niezłe w moim wykonaniu, ale już sprint i 10 km klasykiem zupełnie mi nie poszły. Szczególnie w niedzielę bardzo ciężko mi się biegło. Teraz trzeba na spokojnie usiąść i zastanowić się, gdzie był problem. Czy może trochę zawiodły narty, czy to była ogólnie gorsza dyspozycja dnia? Jeszcze tego nie wiemy, ale na pewno znajdziemy przyczynę. Z drugiej strony zawsze i w każdej sytuacji można znaleźć małe pocieszenie. Ten mój maleńki powód do radości to fakt, że jestem najlepsza z zawodniczek spoza Skandynawii" - podkreśliła Kowalczyk. "Patrząc wstecz, na moje wyniki na początku rywalizacji pucharowej, to można powiedzieć, że nic strasznego się nie dzieje. Nie zaczynałam najlepiej ani sezonu przed Libercem, ani tego przed Vancouver. Właściwie rok temu było inaczej, ale to może właśnie wtedy był jakiś wypadek przy pracy, a teraz zgodnie z zasadą, że powoli wchodzę w sezon, jest jak jest. Teraz najważniejszy jest spokój i cierpliwość, bo jak to mówią, nie od razu Rzym zbudowano. Poza tym nie będę panikować, kiedy jestem piątą zawodniczką świata. Gdybym nagle zaczęła zajmować 35. miejsce, to pewnie pomyślałabym, że czas wracać do domu i wszystko zmieniać, ale nie będę tak robić, kiedy jestem w czołówce" - podsumowała podopieczna Aleksandra Wierietielnego. W klasyfikacji generalnej PŚ Kowalczyk jest piąta, ze stratą 245 pkt do prowadzącej Norweżki Marit Bjoergen. Kolejne zawody zaplanowano na 3 grudnia w Duesseldorfie. Zarówno Kowalczyk, jak i Bjoergen zapowiedziały jednak, że nie wezmą w nich udziału. Na starcie pojawią się tydzień później w szwajcarskim Davos.