"W porównaniu do ubiegłego roku poprawiłam się o trzy miejsca. Nie udało mi się jednak dostać na podium. Niestety, miałam pecha podczas sprintu w Novym Mieście, kiedy przewróciłam się na trasie. Tak to jednak w sporcie bywa" - dodała. Mimo że Kowalczyk bardzo dobrze pobiegła podczas ostatnich zawodów cyklu w Val di Fiemme, strata była za duża, aby wskoczyć na podium. "Jestem wykończona. W dziewięć dni miałam siedem startów. Poza tym jazda między etapami busem również jest męcząca. No i na koniec musiałam walczyć z tym stromym podbiegiem. Czuję się jednak zdecydowanie lepiej niż rok temu, ale wtedy walczyłam także z chorobą" - przyznała biegaczka z Kasiny Wielkiej. Tour de Ski jest bardzo męczący i co rusz pojawiają cię głosy, aby zorganizować go po wielkich imprezach. "Ja już przed tą edycją zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zrezygnować. Doszliśmy jednak wspólnie z trenerem Aleksandrem Wierietielnym do wniosku, że będzie to dla mnie dobry rodzaj przygotowania przed najważniejszą imprezą w sezonie. Faktycznie jednak formuła TdS powinna ulec w przyszłości zmianie" - powiedziała Kowalczyk, która nie będzie miała zbyt wiele czasu na relaks. "Teraz muszę odpocząć. Porządnie się wyśpię i zregeneruję siły. Do domu, do Kasiny Wielkiej przyjadę jednak tylko na dwa dni. Później czekać mnie będzie wylot do Vancouver. Tam odbędzie się Puchar Świata. Chcę zobaczyć trasy, na których będzie organizowana olimpiada. Jestem bardzo ciekawa tych ośrodków w Kanadzie. Dlatego też to dla mnie bardzo ważny wyjazd" - stwierdziła.