- Nie tylko mi nie żal odwołanych zawodów, ale byłabym szczęśliwa, gdyby odwołano jeszcze biegi w Monachium, bo sprint to nie jest coś dla mnie - powiedziała Kowalczyk na łamach "Super Expressu". - Sprint "łyżwą" po prostej, w mieście, wychodzi mi najgorzej. I jeszcze "piętnastka" dowolnym. Nie wiadomo dlaczego, bo przecież dobrze mi idzie na 10 i 30 kilometrów tą samą techniką - dodała brązowa medalistka z Turynu. - Forma wróży dobrze. Była wpadka miesiąc temu w Kuusamo, ale przed świętami było już w porządku. Mój organizm nie jest jeszcze na tyle mocny, by wytrzymać w najwyższej formie od grudnia do marca. Czy kiedyś będzie? Wcale nie jest mi to potrzebne. Bo organizm można zniszczyć, a po skończonej karierze też trzeba przecież żyć - stwierdziła Kowalczyk.