Do igrzysk olimpijskich w Pjongczangu zostało 52 dni. Kowalczyk w tym sezonie na razie nie spisuje się najlepiej. Polka otwarcie jednak przyznaje, że do formy z dawnych lat wiele jej brakuje. Zawodniczka z depresją zaczęła zmagać się na rok przed igrzyskami olimpijskimi w Soczi. Jednym z powodów choroby była utrata dziecka w lecie 2013 roku. - Byłam bardzo chuda w tamtym okresie. Jeśli coś zjadłam, natychmiast szłam do łazienki i wszystko zwracałam. Sześć miesięcy przed Soczi byłam w takim stanie - opowiadała Kowalczyk w rozmowie z fińskimi mediami. W Soczi nasza reprezentantka zdobyła złoty medal w biegu na 10 km stylem klasycznym. Poza sportową rywalizacją, Polka zmagała się jednak z dużą większymi problemami. Igrzyska były czymś, co napędzało ją do pracy. Bez sportowej rywalizacji, choroba się pogłębiała. - Kiedy skończyłam starty, nie chciało mi się żyć. Nie wychodziłam z łóżka przez dwa tygodnie - mówiła Polka. Rodzice zawodniczki poprosili jej trenera Aleksandra Wierietielnego, aby zaczął delikatne treningi ze swoją podopieczną. To jednak nie wystarczyło. Polka rozpoczęła terapię i postanowiła więcej nie ukrywać swojej choroby. - Najlepsze było to, że nie musiałam się więcej uśmiechać w momencie, kiedy nie miałam na to ochoty - przyznała 34-latka. Kowalczyk nie ukrywa jednak, że wciąż jest w procesie leczenia. - Uśmiech powrócił na moją twarz i czuję, że życie toczy się normalnie. Są jednak momenty, w których boję się, że to powróci - przyznała Polka. Przed Kowalczyk teraz start na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Polka zdaje sobie sprawę, że zdobycie medalu nie będzie łatwym zadaniem, tym bardziej, iż w tle wciąż toczy się dla niej dużo ważniejsza walka. AK