Zbigniew Czyż, Interia: Jak wygląda życie sportowca na emeryturze? Justyna Kowalczyk, dwukrotna mistrzyni olimpijska: Razem z mężem prowadzimy bardzo aktywny tryb życia, więc wysiłek jest jakby podobny do tego wcześniej. Jest jednak zasadnicza różnica. Teraz niczego nie muszę, nie mam planu treningowego. Robię po prostu to, co uważam za słuszne. W ubiegłym roku, bez rozgłosu, po cichu wyszła pani za mąż, jak bardzo zmieniło się pani życie? - Życie osobiste, to w tej chwili zdecydowanie najjaśniejsza strona w moim życiu. Razem z Kacprem (Tekieli przyp. red) dogadujemy się świetnie, dlatego jesteśmy małżeństwem (śmiech). Mieszkamy sobie pod Tatrami, żyjemy tak jak chcemy. Mimo trudnych czasów jesteśmy teraz najszczęśliwsi pod słońcem. Czy czas pandemii spowodował u pani jakieś refleksje? Co wyciągnęła pani dla siebie z tego trudnego okresu? - O same życiowe przemyślenia póki co się nie skusiłam. Po prostu mam bardzo dużo spraw organizacyjnych na głowie. Zdecydowanie jednak jest to bardzo trudny czas. Myślę jednak, że ludzie docenili przede wszystkim to, jak bardzo brakuje im bliskości. Kiedy mogli ją mieć od innych, to jej tak nie doceniali jak teraz, gdy nie mogą jej mieć, a potrzebują.Ma pani na koncie mnóstwo sukcesów. Dwa razy stawała na najwyższym stopniu podium podczas igrzysk, w sumie zdobyła pięć medali olimpijskich, jest pani dwukrotną mistrzynią świata. Podczas gali 86. Plebiscytu na Najlepszego Polskiego Sportowca odebrała nagrodę Superczempiona. Gdyby cofnąć się wspomnieniami, który ze swoich wielkich sukcesów ceni sobie pani najbardziej? - Ciężko to określić. To było jak domino. Jeden sukces prowadził za sobą następny, a ten kolejny był naturalną konsekwencją poprzedniego. Cieszę się i z sukcesów, i z porażek, bo one doprowadziły mnie do miejsca w którym dziś jestem i tego, że mogę się cieszyć całokształtem. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie! Sprawdź! Po zakończeniu kariery została pani asystentką trenera naszej kadry narodowej, najpierw Aleksandra Wierietielnego, teraz współpracuje pani z Martinem Bajciciakiem. Jak się pani odnajduje w roli trenerki? - Biegi stanowią zdecydowaną większość mojego życia, dlatego nie miałam problemów z przekazaniem wiedzy i doświadczenia. Pracujemy, żmudnie, może teraz w niezbyt wesołych okolicznościach, ale pracujemy.