Kacper Merk: Jak wyglądało świętowanie sukcesu? Sylwia Jaśkowiec: - Na drużynowego grilla nie udało się dotrzeć, bo ceremonia medalowa skończyła się stosunkowo późno. Bezpośrednio po niej pobiegłam do domu na regenerację. W nocy miałam też trochę kłopotów ze snem - i z emocji, i ze zmęczenia. Teraz to ono będzie moim największym przeciwnikiem. Czyli trudno było dzisiaj wyjść na trening? - Biorąc pod uwagę ten sypiący śnieg, a także fakt, że ciało powoli odmawia już posłuszeństwa - jak najbardziej. Muszę respektować to, że jestem tylko człowiekiem i moje zmęczenie się nawarstwia, ale jutro mam kolejny bieg i nie mogę sobie pozwolić na dłuższy odpoczynek. Jakie masz przeczucia przed startem na 10 kilometrów? - Nie będę niczego deklarować, po prostu na trasie pokażę, na co mnie stać. Tyle że tak naprawdę jeszcze nie wiadomo nawet jaką trasą pobiegniemy. Czy dwa razy pokonamy najtrudniejszy podbieg Moerdarbakken, czy to będzie Moerdarbakken mniejszy i Moerdarbakken większy - organizatorzy jeszcze nie określili. Na pewno jednak czeka mnie ciężka walka, zwłaszcza jeśli pogoda będzie taka, jak dzisiaj, czyli będzie mocno sypać śnieg. Kogo uważasz za faworyta wtorkowego biegu? - Bardzo bym chciała, żeby gospodarze zdobyli w końcu złoty medal. Dlatego mocno życzę sukcesu Charlottcie Kalli. Mam też nadzieję, że podium będzie wymieszane. Nie tylko norweskie, ale może na przykład szwedzko-niemiecko-polskie? To możliwe? - W życiu cuda się zdarzają. Najlepiej było to widać w sztafecie sprinterskiej. A co zrobiłaś z medalem za nią? -Medalem cieszy się puchacz - maskotka mistrzostw, którego też dostałam na ceremonii. Po powrocie do domu ubrałam go w medal i teraz co jakiś czas spoglądamy na siebie. Wczoraj na chwilę był też u Eweliny Marcisz, która zdążyła już zrobić sobie sesję fotograficzną i te zdjęcia poszły w świat. Kacper Merk Czytaj też na rmf24.pl