Kalla już jesienią zdecydowała się nie startować w Tour de Ski, aby wystąpić w zawodach Pucharu Skandynawii w Falun (9-11 stycznia) i poznać trasy mistrzostw świata, które odbędą się w tym samym miejscu od 18 lutego do 1 marca. Wygrała bieg na 10 km techniką klasyczną, ale w łączonym była czwarta, 41 sekund za Norweżką Astrid Uhrenhold Jacobsen. Szwedka nie kryła załamania i przez łzy powiedziała na antenie telewizji SVT: "Nie rozumiem co się dzieje z moją formą. Jeżeli ma być taka jak teraz, to nie mam co robić w Falun". Kierownictwo reprezentacji zdecydowało się natychmiast odizolować ją od mediów i wszystkich kontaktów publicznych. Sponsorzy zgodzili się na jej nieobecność podczas wielu zaplanowanych imprez, nawet na wielkiej Gali Sportu w Sztokholmie, gdzie miała odebrać nagrodę sportowca roku. "Zamykamy drzwi" - oświadczył psycholog Thomas Nilsson, pod którego opieką przebywa Kalla. "W mediach jest zbyt dużo opinii i rad ekspertów. Wszyscy oceniają Charlotte obliczając medale, a tylko ona sama wie jak wygląda sytuacja. Dlatego do MŚ w Falun będzie kompletna cisza z wyjątkiem kilku sytuacji medialnych w mistrzostwach kraju w Oerebro w ostatnich dniach stycznia i zawodów Pucharu Świata w Oestersund 14-15 stycznia" - zaznaczył. W weekend Kalla pojawiła się niespodziewanie w Matfors niedaleko Sundsvall, gdzie mieszka, i stanęła w pierwszym rzędzie z regularnymi zawodnikami Biegu Wazów. Była pierwsza na mecie i rozpromieniona odebrała główną nagrodę - czek na zakupy o wartości 400 koron (180 złotych). Następnie spędziła dużo czasu z kibicami, a zwłaszcza z dziećmi, rozdając setki autografów. Udzieliła również wywiadów zaskoczonym dziennikarzom mediów regionalnych. "Ten start bez obciążenia psychicznego, kamer i agresywnych pytań największych gazet był bardzo potrzebny. Charlotte do nas wraca i teraz już wszystko idzie zgodnie z planem" - powiedział Nilsson.