Zbigniew Czyż, Interia: Po sezonie, z kadrą biegaczek po wielu latach współpracy rozstał się Aleksander Wierietielny. Doświadczonego szkoleniowca zastąpił Słowak Martin Bajčičak. Jak po tych kilku miesiącach ocenia pan pracę nowego trenera? Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego: - Oceniam dobrze. Bajčičak to już uznany szkoleniowiec. Przy tym, to jest skromny człowiek, dobrze wkomponował się do całego zespołu. Do pomocy ma Justynę Kowalczyk. W pierwszych miesiącach po zakończeniu współpracy, trener Wierietielny jeszcze się angażował w pomoc. Takie też były ustalenia z trenerem Bajčičakiem podczas przejmowania przez niego grupy. Teraz Aleksander Wierietielny już tego nie robi? - Teraz już znacznie mniej. Jest przede wszystkim Justyna Kowalczyk, która się mocno zaangażowała, przede wszystkim w pomoc Bajčičakowi w pracy treningowej i szkoleniowej. Kiedy rozmawialiśmy w lecie mówił pan, że trener Bajčičak sam będzie dobierał sobie sztab trenerski, ale że z drugiej strony Justyna Kowalczyk zgłosiła wtedy także akces do dalszej pracy z zawodniczkami. Jaki jest obecnie jej status? - Powiedziałbym w ten sposób, że tak normalnie, to Justyna Kowalczyk powinna być asystentem trenera głównego, bo tak to po prostu jest we wszystkich grupach. Tutaj natomiast, chyba ze względów bardziej emocjonalnych, Justynie Kowalczyk nie za bardzo to pasuje, dlatego jest trenerem współpracującym. Taki jest właśnie jej status w grupie. Kiedy Bajčičak do nas przychodził nie wiedział jeszcze, jak będzie wyglądał jego sztab, ale po rozmowach z trenerem Wierietielnym i Justyną Kowalczyk doszedł do wniosku, że tego sztabu nie będzie zmieniał. W sztabie pozostał także Estończyk Peep Koidu, który jest serwismenem. Udało się nam ustalić nowe warunki finansowe współpracy i są do dyspozycji grupy wtedy, kiedy tego potrzebuje. Na razie jest to umowa na pół roku. Nie było nas stać, póki co na inne rozwiązanie. Łącznie cały sztab to osiem osób. Do kiedy podpisaliście umowy z trenerem Bajčičakiem i Justyną Kowalczyk? - Zarówno słowacki trener jak i Kowalczyk mają ważne umowy do kwietnia 2022 roku. Jest to związane z cyklem olimpijskim. Jak wiadomo, w 2022 roku odbędą się igrzyska olimpijskie w Pekinie. Przy czym, te umowy są tak skonstruowane, że mogą zostać rozwiązane wcześniej. Po prostu nie wiemy, co się może po drodze do tego czasu wydarzyć. Nie przewidujemy jednak na ten moment takiej ewentualności, żeby te umowy wcześniej rozwiązywać. Po igrzyskach będzie czas na oceny. Jakich wyników oczekuje pan od trenera Bajčičaka? O medalu podczas zbliżających się mistrzostw świata w Oberstdorfie w sztafecie chyba pan raczej nie marzy? - Wykluczyć tego całkowicie nie można. Moje doświadczenie związane z rywalizacją w biegach sztafetowych mówi mi, że zawsze są zazwyczaj dwie mocne drużyny, zazwyczaj Norweżki i Szwedki, ale już trzeciej tak mocnej drużyny nie ma. O to najniższe miejsce na podium oraz o lokaty 4-6 walczy już więcej zespołów, więc szansy medalowej wykluczyć nie można. Mamy dwie mocne zawodniczki Monikę Skinder i Izabelę Marcisz, musimy także pamiętać o Weronice Kalecie, studiującą obecnie w Stanach Zjednoczonych i która tam trenuje pod okiem trenera z Uniwersytetu. Mamy też jeszcze kolejne trzy dziewczyny prowadzone w kadrze. - Monika Skinder i Izabela Marcisz to są medalistki Europejskiego Festiwalu Młodzieży i zakładamy, że będą się już do czołowej trzydziestki Pucharu Świata kwalifikować. Mając to wszystko na uwadze oraz to, że do igrzysk pozostał jeszcze ponad rok, to powinniśmy wtedy mieć mocną sztafetę. Uważam, że do Pekinu wyślemy w ogóle najmocniejszą reprezentację w historii naszego kraju. W Chinach powinni się liczyć nasi zawodnicy ze wszystkich konkurencjach. Od strony finansowej, to skoki narciarskie są siłą napędową Polskiego Związku Narciarskiego, ale osoby pracujące przy biegach narciarskich chyba nie mogą narzekać? Podobnie jak skoczkowie, w tym okresie przygotowawczym mieli to co chcieli? - Chyba nie ma narzekań. To znaczy czasami jakieś się pojawiają(...), jakieś głosy. To są jednak głosy tylko od jednej osoby. Do nas, jako związku, należy zabezpieczenie finansowe wszystkich potrzeb szkoleniowych dla wszystkich grup i to robimy. Jeżeli chodzi o skoki, to rzeczywiście ta dyscyplina ciągnie całe polskie narciarstwo. Dzieje się tak od czasów Adama Małysza. Na tym skorzystała także m.in. Justyna Kowalczyk, bo dzięki temu mogliśmy jej, poprzez to, że się pojawili sponsorzy przy skokach, mogliśmy jej, ale też jej całemu zespołowi, zabezpieczyć wszystko na bardzo wysokim poziomie. Podkreślam nie na wysokim, a na bardzo wysokim. W dalszym ciągu w biegach to kontynuujemy. Priorytetem są jednak skoki narciarskie? - Tak, ale priorytetem są także biegi, a w tym momencie dochodzą do tego także biegi mężczyzn. O nich nie można zapominać, bo właściwie od 2002 roku nie raz zajmowali miejsca w czołowej ósemce chociażby w zawodach Pucharu Świata. Kończąc temat biegów kobiet chciałem zapytać o to, czy pan, jako prezes związku, miał ostatnio okazję rozmawiać ze swoim pracownikiem, którym właśnie jest Justyna Kowalczyk. Będziecie, czy raczej tych rozmów nie ma? - Nie ma tych rozmów. Były na wiosnę. W tej chwili grupa w biegach narciarskich kobiet jest stosunkowo zamknięta. Nasza rola polega na zabezpieczeniu finansowym tej grupy. Mamy trenera głównego, on za wszystko odpowiada i wszystko w grupie układa. Ma pomoc od Justyny Kowalczyk, to jest bardzo duża pomoc i to jest oczywiste. Rozmawiałem ostatnio z trenerem Bajčičakiem, są w Muonio w Finlandii na zgrupowaniu. Jest bardzo zadowolony zarówno ze współpracy jak i z postępu zawodniczek. Nie ma raczej potrzeby bardziej się w te sprawy z naszej strony zagłębiać.