Józef Łuszczek urodził się 20 maja 1955 roku w Zębie. Biegi trenował od 1969 roku w zakopiańskim Starcie pod okiem Antoniego Marmola. W 1973 roku trafił do trzydziestoosobowej kadry, którą prowadził wtedy były olimpijczyk (Innsbruck 1964) Edward Budny. "To był genialny zawodnik. Kolejny talent w mojej grupie. W 1974 roku Jasiek Staszel na MŚ w Falun w biegu na 30 km zdobył brązowy medal. Nawet nie pomyślałem wtedy, że w niedługim czasie będą kolejne, w tym pierwszy polski złoty medal w biegach narciarskich" - wspominał szkoleniowiec. Dodał, że w tamtych latach pracował sam. "Nie było jak dziś całej ekipy. Wszystko było na mojej głowie - treningi, sprawy organizacyjne, smarowanie nart no i pilnowanie żywienia". Budny zaczął wprowadzać lekkostrawną i bogatą w witaminy i mikroelementy dietę. To była - jak powiedział - droga przez mękę. "Ale jeżeli chodzi o Józka, to pomógł mi przypadek. W 1975 roku w wojsku podczas szczepień "złapał" żółtaczkę. Ukryliśmy to przed tymi, od których zależało pozwolenie na uprawianie sportu wyczynowego, jednak jego organizm wymagał ścisłej diety - gotowane mięso, serki, chuda wędlina, warzywa, dużo płynów. No i okazało się, że można na tym mocno trenować i mieć wyniki". Grupa Budnego trenowała przez ponad 11 miesięcy w roku, w zależności od etapu przygotowań od 5 do 9 godzin dziennie. "Od swoich chłopaków, także od Józka nigdy nie słyszałem, że jest ciężko, że nie dadzą rady, że coś boli. A nawet jeżeli coś im dolegało, to zaciskali zęby i pracowali jak szaleni". Jak dodał, ten ich głód sukcesu powodował, że sam nie zwracał uwagi na zmęczenie. "Nie żałowałem wstawania przed czwartą rano, żeby im dobrze narty wysmarować". Mimo wytężonej pracy i bardzo dobrych wyników Łuszczek nie pojechał w 1976 roku na ZIO do Innsbrucku. "Miał pecha i złamał nogę. A to mogły być jego i sztafety igrzyska. Był już wtedy niezwykle mocny. No ale cóż - stało się". Niespełna rok później w grudniu 1977 roku - na trzy miesiące przed mistrzostwami świata - zajął drugie miejsce w biegu Pucharu Świata w szwajcarskim Davos. Trzy miesiące później był już w Lahti. "Wtedy rozgrywano biegi na 15, 30 i 50 km oraz sztafety. 19 lutego na 30 km Łuszczek zdobył brązowy medal. Trzy dni później przy ponad trzydziestostopniowym mrozie ruszył do swojego biegu po złoto. Został też wybrany najlepszym zawodnikiem tych mistrzostw". Według Budnego, o tym jak doskonała była wydolność organizmu Łuszczka i jak był przygotowany do startu świadczyła jego reakcja, gdy na 5 km przed metą usłyszał, że biegnie być może po medal i ma około 15 sekund straty do lidera. "Jakby mu kto skrzydła przyprawił! Pognał tak, że za chwilę to on prowadził o 3 sekundy". Na igrzyska do Lake Placid w 1980 roku Łuszczek jechał jako faworyt. Dlatego piąte, szóste i siedemnaste miejsce uznano w kraju za porażkę. Cztery lata później w Sarajewie był 36., 41 i 27. Jednak według Budnego, to nie brak sukcesów na igrzyskach stał się przyczyną zakończenia kariery Łuszczka. "Gwoździem do przysłowiowej trumny było pewne zdarzenie przed mistrzostwami świata w Oberstdorfie w 1987 roku. Wtedy to niestety ówczesny prezes PKOl oraz Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki Bolesław Kapitan zapytał mnie, czy będzie medal. Ja mu na to, że nie mogę dać gwarancji, ale w szóstce Józek będzie na pewno. A on, że socjalistycznego państwa nie interesuje szóste miejsce. No i Józek nie pojechał". Jesienią 1987 roku za namową swojego pierwszego trenera wznowił treningi, a w lutym zdobył trzy tytuły mistrza Polski. Ostatni bieg - na 50 km - zadedykował trenerowi Marmolowi, a oddając mu złoty krążek oświadczył, że definitywnie kończy karierę. "Jak powiedział, tak zrobił. Szkoda, bo to był - i nadal jest - wielki sportowiec - twardy i ambitny. Wtedy miał moim zdaniem przed sobą jeszcze ładnych parę lat kariery, a w 1987 roku właśnie znów wracał do formy porównywalnej do tej z 1978 roku w Lahti" - zakończył Budny.