Zakończyła pani sezon pechowo, bo kontuzją ręki. Weronika Nowakowska-Ziemniak: W przedświąteczną sobotę wybrałam się na nietypowe, wręcz ekstremalne zawody do miejscowości Szpindlerowy Młyn. W nartach biegówkach rywalizowałyśmy na stoku zjazdowym, nie brakowało muld, innych górek, niemal jak w skicrossie. W czteroosobowym finale, tuż przed ostatnią skocznią, "splątałam się" z jedną z rywalek. Na szczęście kości dłoni nie są złamane, jedynie mam ponaciągane więzadła i niebawem wrócę do treningów, choć nie obędzie się bez rehabilitacji. Kiedy kadra biatlonistek rozpoczyna przygotowania do sezonu olimpijskiego? - Treningi wznawiamy od maja, a w połowie przyszłego miesiąca pierwsze zgrupowanie w Krakowie, tzw. rowerowo-biegowe. Zawsze w tym okresie sporo jeździmy na rowerach pracując nad kondycją. Później zapewne Austria i Niemcy, a tam zajęcia w tunelach śnieżnych. Najbliższy jest w Oberhofie. A następnie wyjazd na lodowce. Mamy obiecane, że będą pieniądze abyśmy w dobrych warunkach mogły przygotować się do igrzysk. Krajowa walka o wyjazd do Soczi wiąże się z dodatkowym stresem? - Kwalifikację ma sześć zawodniczek, ale na rosyjską olimpiadę pojadą tylko cztery plus piąta jako rezerwowa. W najbliższych dniach zarząd Polskiego Związku Biathlonu ma zdecydować, czy już teraz zapewnić czwórce komfort przygotowań. Nie ukrywam, że taka decyzja bardzo pomogłaby w przygotowaniach, bo nie musiałybyśmy skupiać się na grudniowych eliminacjach wewnętrznych. Zresztą nie wyobrażam sobie, bo nie jest to możliwe, aby uzyskać dwa szczyty formy w jednym sezonie. Najpierw w grudniu, a potem w lutym. Które zawodniczki powinny znaleźć się w składzie? - O tym zadecydują władze związku. Patrząc na wyniki Pucharu Świata w ostatnim i wcześniejszym sezonie wydaje się, że sytuacja jest klarowna. Najlepsze wyniki osiągały Krystyna Pałka, Monika Hojnisz, Magdalena Gwizdoń i ja. Oczywiście będzie też piąta zawodniczka, która przy słabszej formie którejś z nas oczywiście mogłaby wystartować w Soczi. Przed Vancouver od początku miałyśmy taki komfort przygotowań i to pomogło. W pani przypadku zaowocowało piątym miejscem na dystansie 15 km. - Niejako wyskoczyłam w Kanadzie, sprawiając sporą niespodziankę. Od tamtej pory nie udało mi się poprawić tej lokaty, w zawodach PŚ plasowałam się na każdej od szóstej do dziesiątej. Nie udało mi się wejść na podium głównie przez strzelanie, w którym tkwią moje największe rezerwy. Z reguły ono zawodziło. Jeśli w igrzyskach wszystko poukładam, to przy dobrym biegu jestem w stanie uzyskać lepszy rezultat... Problem pani zdiagnozowała, ale jak poprawić to nieszczęsne strzelanie? - Sezon 2012/2013 pod względem strzelania miałam gorszy od poprzedniego. Rozpocznę pracę z psychologiem, bo w moim przypadku nie chodzi o drżenie ręki przed ostatnim strzelaniem, ale o "głowę". Zbyt duże chęci trafienia, pokazania, że udowodnię i potrafię sprawiają, że przestaje ona pracować. A więc to psychika decyduje, nie technika. W ostatnich miesiącach Polki pokazały, że są mocne indywidualnie, ale chyba największy potencjał tkwi w sztafecie. - W naszym środowisku biathlonowym liczą się z nami, coraz częściej wymieniane jesteśmy w gronie faworytek. Drużyna jest silna, co sprawia, że indywidualnie każda z nas jest w stanie powalczyć nie tylko o czołową dziesiątkę, ale wręcz o medale. Sztafeta to nasza mocna strona, choć ciągle nie wychodzi. Może dlatego, że tak wiele się o niej mówi. Jeśli uporamy się ze swoimi głowami, będzie dobre zdrowie i przygotowania, to i wynik będzie satysfakcjonujący. Trasy biegowe w Soczi są wymagające? - Nie ma bardziej wymagających w świecie. Podczas próby przedolimpijskiej dobrze mi poszło w sztafecie, a błysnęła Magda Gwizdoń wygrywając sprint. Słyszałam, że organizatorzy dokonają zmian, m.in. wyprofilują wiraże. W Rosji nie tylko podbiegi są ciężkie, ale i zjazdy bardzo niebezpieczne. A przecież my biegamy z karabinami, co stanowi dodatkową trudność.