Pierwsze zawody cyklu zaplanowano na sobotę w szwedzkim Oestersund. W tym roku biathloniści rywalizować będą jeszcze w austriackim Hochfilzen (13-15 grudnia) i we francuskim Le Grand Bornand (19-22 grudnia). Najważniejszą imprezą będą mistrzostwa świata we włoskiej Anterselvie (13-23 lutego). - Liczę, że Kamila stanie na podium zawodów PŚ. Dobrze byłoby, gdyby panowie zrobili kolejny krok do przodu, regularnie "łapali się" do 40-tki, punktowali. To byłby dobry prognostyk przed igrzyskami olimpijskimi - stwierdził Sikora. Wicemistrz olimpijski z Turynu z 2006 roku opowiedział też o specyfice tej dyscypliny. Jego zdaniem we współczesnym biathlonie odpowiednie przygotowanie nart, sprzętu to 60 procent sukcesu. - Dlatego najlepsi serwismeni są nazywani w środowisku biathlonowymi magikami. Ich wiedza, dobór smarów do nart są niezwykle istotne. Czasem 10 minut przed startem diametralnie zmienia się przecież pogoda i fachowcy muszą wymyślić błyskawicznie coś, co się w danych warunkach atmosferycznych sprawdzi. Nawet najlepiej przygotowany zawodnik nie odniesie sukcesu, jeśli jego narty będą źle posmarowane - zaznaczył mistrz świata z 1995 roku. Jego zdaniem w sprzęcie biathlonowym nie doszło takich zmian technologicznych, jak na przykład w skokach narciarskich. - Do nowości wszyscy najlepsi mają taki sam dostęp. Oczywiście na bieżąco trzeba być w kwestiach smarowania nart - dodał. Zauważył, że zmieniło się na przestrzeni lat podejście zawodników do strzelania. - Kiedy stawiałem swoje pierwsze kroki w Pucharze Świata w latach 90-tych, było tak, że na pół kilometra przed strzelnicą się zwalniało, by uspokoić oddech. Dziś trenuje się na zupełnie innej intensywności. Zawodnicy wbiegają na strzelnicę przy tętnie 160-180 uderzeń na minutę i bardzo często niższe wartości wcale im nie pomagają, wręcz przeciwnie - wyjaśnił. Sikora podkreślił, że każdy biathlonista wypracowuje własne tempo oddawania strzałów. - Ja strzelałem szybko, ale nie potrafiłem sobie poradzić z długotrwałym przygotowaniem do pierwszego strzału. Czego bym nie robił, jak bym nie pracował w okresie przygotowawczym - przychodziła zima i to pierwsze złożenie trwało dłużej niż u rywali. To jest bardzo indywidualna sprawa, do tego dochodzi kwestia idealnego dopasowania karabinu, co nie zawsze się udaje - stwierdził. Przyznał, że na biathlonowej strzelnicy największym utrapieniem jest wiatr. - Jest najgorszy. Czasem, nawet przy pięknej, słonecznej pogodzie wystarczy minimalny powiew, aby strzały były niecelne. Przeszkadza też słońce, niuansów jest sporo. Dlatego przed zawodami szczegółowo analizowane są godzinowe prognozy pogody. Nawet między strzałami kolejnych zawodników pogoda może się zmienić. Niektórzy starają się przeczekać powiew wiatru, ryzykując gorszy czas - wyjaśnił Sikora. Podkreślił, że biathloniści maja własne preferencje w kwestii temperatury na zawodach. - Ja lubiłem, kiedy było minus 18, minus 20 stopni. Wtedy warunki były dla mnie idealne. Ale wiem, że wielu zawodników przy takiej pogodzie się męczyło i już na starcie byli zniechęceni. Dziś na przykład Magdalena Gwizdoń lubi startować, kiedy jest zimno, a Monika Hojnisz zupełnie odwrotnie - jest jej zimno, ręce jej marzną - stwierdził. Zaznaczył, że dla zawodnika znaczenie ma też pozycja oddawania strzału. - W pozycji leżąc mniejsze jest kółeczko, do którego trzeba trafić, ma tylko 4,5 cm średnicy, w pozycji stojącej - aż 11. Ale leżąc mamy więcej punktów podparcia, do tego pomaga specjalny pasek. Kiedy stoimy, nie pomoże nic, a bardziej przeszkadzają warunki atmosferyczne - powiedział. Zauważył, że biathloniści czasem muszą też zmagać się z problemami z bronią. - Awarie się zdarzają. Może się złamać iglica, bywa, że podczas upadku śnieg zatyka przyrządy celownicze, a czasem - zawodzi amunicja. Karabinek nie ciąży, wszyscy są do niego przyzwyczajeni - wyliczył. Podkreślił, że każdy biathlonista ma swoje ulubione trasy i takie, gdzie startuje niechętnie. - Moim zdaniem najgorsze w sezonie są dwa momenty. Początek - tak naprawdę niezależnie od ilości testów i wykonanej pracy nigdy nie wiadomo, w jakiej się jest dyspozycji w porównaniu z najgroźniejszymi rywalami. Potem ciężki jest przełom roku, kiedy wraca się na trasy po przerwie. Też jest niepokój o to, w jakim miejscu jesteśmy - ocenił. Zaznaczył, że ogromny wpływ na biathlonistów mają osiągane w trakcie zimy wyniki. - Sezon od nich zależy. Jeśli są satysfakcjonujące - czas mija szybko i chciałoby się dalej startować. Kiedy jest odwrotnie, zawodnik przechodzi drogę przez mękę i czasem wręcz unika startów - podsumował. Piotr Girczys