Po trzydniowym pobycie w domu w czwartek Monika Hojnisz poleciała wraz z koleżankami do Oestersund, gdzie na niedzielę zaplanowano premierowe zawody w supermikście i sztafecie mieszanej. Po wielomiesięcznych przygotowaniach przyszedł czas na weryfikację formy i rozpoczęcie wielotygodniowego wyścigu po olimpijskie laury (w Pjongczangu biathloniści rywalizować będą od 10 do 23 lutego). Na obecnym etapie na dyspozycję Hojnisz narzekać nie powinna, o czym najlepiej świadczy niedzielny bieg ze startu wspólnego przedsezonowych zawodów w zaśnieżonym norweskim Sjusjoen. 26-latka ukończyła go na szóstym miejscu, wyprzedzając na mecie m.in. Marie Dorin Habert, Justine Braisaz, Hilde Fenne, Anais Chevalier, Irinę Wawrzyniec czy Ingrid Tandrevold. Z brązową medalistką mistrzostw świata w Novym Meście udało nam się porozmawiać niedługo przed jej wylotem nad jezioro Storsjoen. Eurosport.Interia.pl: Jak ocenia pani przygotowania do sezonu? Czy udało się zrealizować wszystkie cele? Monika Hojnisz: - Sezon przygotowawczy przepracowałam w 100 procentach, z czego bardzo się cieszę. Nic poważnego nie wykluczyło mnie z treningów i to jest najważniejsze. Z niecierpliwością czekałam na pierwsze starty, by móc sprawdzić obecną dyspozycję. W miniony weekend startowałam w norweskim Sjusjoen, gdzie obsada była silna, dzięki czemu można było wyciągnąć jakieś wnioski. Myślę, że jak na pierwsze starty wyszło pozytywnie, zwłaszcza drugiego dnia, gdy w mass starcie byłam szósta. - Teraz czekam już na kolejne biegi, jednak tym razem w Pucharze Świata. Póki co jestem zadowolona z okresu przygotowawczego i pełna optymizmu przed nadchodzącym sezonem. Czym przygotowania do sezonu olimpijskiego różnią się od przygotowań w pozostałych latach czteroletniego cyklu? - Większym stresem i podwojoną motywacją. Dla mnie różniły się znacząco głównie ze względu na zmianę trenera, a co za tym idzie - treningu. Jak ocenia pani z pracę z Tobiasem Torgersenem? Czym przygotowania różniły się od tych z trenerem Adamem Kołodziejczykiem? - Pracowałyśmy na wysokim poziomie. To trener z profesjonalnym podejściem, ogromną wiedzą, a przede wszystkim doświadczeniem byłego zawodnika. Opisanie wszystkich szczegółów trochę by zajęło, ale najważniejsze jest to, że ja widzę w tej pracy sens i odnajduję motywację. Treningi przyjęły formę długiej wytrzymałości, przeplatanej większą liczbą treningów interwałowych. Do tego doszło dużo strzelania pod presją i bezpośredniej rywalizacji, co mam nadzieję zaprocentuje w sezonie. Jak mogłaby pani scharakteryzować norweskiego szkoleniowca? - Jest wymagający, nastawiony na mocną pracę i koncentrację na wyniku. Dodatkowo motywuje nie tylko w trakcie rozmów, ale również wykonując z nami najważniejsze i najtrudniejsze treningi. Dzięki temu jesteśmy w stanie wejść na najwyższe obroty. Potrafi być też zabawny, pozytywnie podchodzi do świata. Nie brakuje mu poczucia humoru, ale bywa też szyderczy (śmiech). A co z indywidualizacją treningów, czego w przeszłości często domagały się pani koleżanki z reprezentacji. Czy teraz treningi są różnicowane? - Jeśli mam być szczera, to nie ma jakieś konkretnej indywidualizacji. Jednak trener Tobias jest na tyle elastyczny i otwarty na propozycje z naszej strony, że w razie złego samopoczucia czy jakiejś propozycji zmiany treningu, można śmiało się do niego zwrócić i wymyślana jest najbardziej optymalna z opcji. W sezonie olimpijskim celem muszą być igrzyska. - Jeśli o nie chodzi, celem będzie podium. Może patrząc na to, co ostatnio prezentowałam, trudno w to uwierzyć, ale jeśli byłam piąta w Soczi, tylko lepszy wynik będzie satysfakcjonujący. Co nie znaczy, że jak będę dziesiąta, to będę płakała. Mam do tego zdrowe podejście i świat mi się nie zawali. Myślę jednak, że nie ma nic ważniejszego niż wyznaczenie sobie celu w postaci medalu. W zeszłym roku w przedolimpijskiej próbie w Korei wybiegała pani i wystrzelała drugi najlepszy wynik w sezonie. Jak wspomina pani tamten obiekt? - Trudny, ale gdzie jest dzisiaj łatwo. Profil trasy w Pjonczangu jest wymagający, ale przynajmniej dobrze, że już wiem, czego mogę się tam spodziewać. Lubi pani startować przy sztucznym świetle? W Korei najwcześniejszą godziną rozpoczęcia rywalizacji będzie 19:10. - Chyba nie mam z tym jakiegoś problemu. Gdy jednak mam startować wieczorem, od rana nie wiem, co mam ze sobą zrobić (śmiech). Planuje pani start we wszystkich zawodach Pucharu Świata? Czy możliwa jest rezygnacja z części na rzecz przygotowań do igrzysk? - Z tego, co obecnie mi wiadomo odpuszczamy ostatni Puchar Świata przed igrzyskami, czyli starty w Antholz. W tym terminie będziemy przygotowywać się do igrzysk na zgrupowaniu. Biorąc po uwagę, że najważniejsze starty w sezonie zaplanowano na luty, jak chciałaby pani rozpocząć sezon. - Dobrze, stabilnie, ale oczywiście bez szczytowej formy. W Oestersund znów może nie uniknąć pani mrozów. - Dla mnie mróz zaczyna się od -4 stopni Celsjusza, więc nie unikam ich aż do kwietnia. Niestety prognozy, póki co, nie są dla mnie optymistyczne. Zapowiadane są mrozy. Rozmawiał Bartosz Rainka