"Lekarz oznajmił mi bez ogródek: miałeś szczęście, jeden centymetr bliżej i byłbyś sparaliżowany" - powiedział Poiree w pierwszym wywiadzie, którego udzielił od wypadku. Ośmiokrotny mistrz świata nosi specjalny kołnierz usztywniający szyję, mówi przytłumionym głosem i porusza się wolno, ale nie potrzebuje pomocy kul. "Pierwsze trzy, cztery dni po wypadku były bardzo trudne. Bez przerwy brałem lekarstwa, miałem zapalenie płuc, czułem wszędzie ból. Wielokrotnie myślałem, by skończyć z tym wszystkim" - wspomniał, dodając jednak, że myśl o trójce dzieci dodawała mu otuchy. Do wypadku doszło 28 grudnia w pobliżu domu rodziny Poiree w Eikelandsosen w południowo-zachodniej Norwegii. Były biathlonista zdołał uratować córeczkę, z którą wybrał się na przejażdżkę, ale sam został przygnieciony ważącym 300 kilogramów quadem. Doznał urazu kręgów szyjnych. Pięć dni później przeszedł dwunastogodzinną operację polegającą na wstawieniu dwóch płytek, z przodu i z tyłu szyi. 35-letni Poiree to jeden z najlepszych biathlonistów w historii. Zdobył osiem złotych medali mistrzostw świata, trzy olimpijskie (jeden srebrny i dwa brązowe medale), cztery razy triumfował w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Karierę zakończył w 2007 roku. Mieszka w Norwegii z Liv-Grete, z którą ma trzy córki. Obecnie jest trenerem reprezentacji juniorek tego kraju.