Przypomnijmy: podczas biegu karabin 31-latka został "zanieczyszczony" przez śnieg i lód. Gdy ten pojawił się na strzelnicy i zorientował w sytuacji, robił, co mógł, by móc skorzystać ze sprzętu. Kamery telewizyjne pokazały, jak dmucha w lufę, kierując ją w kierunku głowy. Chwilę później próbował też pomóc sobie kijkiem. Takie zachowanie stoi w sprzeczności z przyjętymi normami, ale i przepisami światowych władz. Stanowią one, że wszelkie zachowania, mogące stanowić zagrożenie dla uczestników jak i postronnych są zakazane. Mimo to Langer nie został ukarany, a jego zespół sklasyfikowano na dziesiątej pozycji. Karygodne zachowanie podczas PŚ. Langer opublikował oświadczenie Postawą Belga oburzeni byli telewizyjni komentatorzy. Ola Lunde z norweskiej "NRK" wprost przyznał, że biathlonistę powinno się zdyskwalifikować. Ten "na gorąco" wyjaśniał, że zadbał o to, by cała procedura była możliwie bezpieczna, a ryzyka wystrzału nie było. - W broni nie było amunicji - tłumaczył. Sprawa nabrała jednak tak dużego rozgłosu, że Langer zdecydował się wypowiedzieć ponownie, tym razem publikując oświadczenie w mediach społecznościowych. - Po zawodach tłumaczyłem się w trzech językach, ale czuję, że kolejne wyjaśnienia są potrzebne, by uniknąć niepotrzebnych dyskusji - zaczął. Po krótkim naświetleniu tła sytuacji (upadku na trasie, który to sprawił, że do jego broni dostał się lód) stwierdził, że "jego zdaniem każdy biathlonista postąpiłby podobnie i na początku zadbał o bezpieczeństwo". - Wyjąłem magazynek i otworzyłem zamek. To było oczywiste. Równie oczywiste jak to, że w swoim entuzjazmie robiłem wszystko, by jak najszybciej wznowić rywalizację - zaznaczał. - Ostatecznie postąpiłem zgodnie z regulaminem i nie widzę pola do dyskusji. Starałem się trzymać broń jak najdalej, by nie narażać siebie ani nikogo w pobliżu - podkreślił, w końcowej części wpisu dołączając gratulacje dla drużyny.