- Tak naprawdę jeszcze nie dotarło do mnie do końca to, co się wydarzyło. O wadze tego świadczą moje zapchane skrzynki - mailowa, facebookowa... Nie pozwalam sobie na pełną radość, bo show trwa, jesteśmy w trybie startowym - powiedziała dziennikarzom zawodniczka AZS-u AWF-u Katowice. Zaznaczyła, że na razie pozwoliła sobie jedynie na symboliczną lampkę szampana, ale być może uczci sukces bardziej hucznie po zakończeniu zmagań w Kontiolahti. - Od trzech lat funduję sobie w kwietniu wakacje, w tym roku na pewno też będę chciała się gdzieś wybrać. Planujemy - choć na razie nie konkretnie - wyjechać gdzieś z dwoma przyjaciółkami. Poza tym na pewno Polski Związek Biathlonu przygotuje jakąś uroczystość w moim rodzinnym mieście, ale szczegóły nie są znane - poinformowała. W swojej karierze Nowakowska-Ziemniak, która nigdy wcześniej nie stanęła na podium zawodów Pucharu świata, czasem zastanawiała się nad jej zakończeniem. - Wcześniej pojawiały się takie myśli, że może powinnam robić w życiu coś innego i osiągnąć w tym wyższy poziom niż w biathlonie. W ubiegłym roku powiedziałam, że chcę sobie dać jeszcze trochę czasu, żeby stanąć na podium PŚ. Chciałam pokazać, że to na co pracowałam wiele lat w końcu znajdzie odzwierciedlenie w wynikach. Teraz otrzymałam taką informację zwrotną, że jednak jestem na swoim miejscu. Na razie jestem pełna ochoty do pracy i przygotowań, ale nie chcę składać żadnych deklaracji o igrzyskach w 2018 roku. Na pewno zobaczycie mnie za rok w PŚ - obiecała. Po raz pierwszy zdarzyło się, aby Polakowi lub Polce udało się wywalczyć dwa medale w konkurencjach indywidualnych w jednej edycji MŚ. - Jest przynajmniej jedna dziedzina w biathlonie, w której pobiłam Tomasza Sikorę, bardzo się z tego cieszę - zażartowała, odnosząc się do mistrza świata z Anterselvy z 1995 roku. Nowakowska-Ziemniak potwierdziła jednak niechęć do trasy w Kontiolahti, którą manifestowała przed rozpoczęciem mistrzostw. - Oczywiście nie mam powodów do narzekań, bo wyniki są fantastyczne. Jednak może trudno w to uwierzyć, ale nie jest to moja ulubiona trasa i chyba nigdy się taką nie stanie. Jej profil jest po prostu nieodpowiedni do mojej techniki i do moich warunków fizycznych - wyjaśniła. W piątek Nowakowska-Ziemniak wystartuje w sztafecie 4x6 km, natomiast dwa dni później weźmie udział w biegu ze startu wspólnego. Z kolei w środę zajęła 13. miejsce w biegu indywidualnym na 15 km. - Ja mam już dwa medale, a taka zawodniczka, jak Białorusinka Daria Domraczewa, która prowadzi w PŚ, nie ma żadnego. Przed startem w środę miałam świadomość, że mimo wszystko większe jest prawdopodobieństwo, że tego trzeciego krążka nie zdobędę. Mogłam tylko wyjść i powalczyć ze sobą. Może nie ugrałam medalu, ale jestem zadowolona, bo zdobyłam dużo punktów i dzięki temu jestem już 11. w klasyfikacji PŚ. Gdyby udało mi się trafić do dziesiątki na koniec sezonu, to byłby to kolejny wielki sukces, bo to nie udało się nikomu w historii polskiego biathlonu żeńskiego - zaznaczyła. Ostatnia runda PŚ odbędzie się w rosyjskim Chanty-Mansyjsku w dniach 19-22 marca. Przed mistrzostwami w Finlandii najlepszym dokonaniem Nowakowskiej-Ziemniak było szóste miejsce w zawodach PŚ i piąte na igrzyskach olimpijskich w Vancouver. Wywalczony przez nią w niedzielę brąz był 14. medalem biało-czerwonych w historii startów w MŚ. Z Kontiolahti Maciej Machnicki